29 grudnia 2011

i po..

Święta , święta i po świętach...

tyle szumu i hałasu.... o co?


Święta spędziliśmy nietradycyjnie, choćby ze względów na fakt, że jesteśmy niewierzący.
Nie było karpia ani śledzika, nie było kolęd ani wizyt w kościele, nie było sianka pod obrusem ani religijnej otoczki. Nie było też tradycyjnych potraw... nie było tez szału przedświątecznego i zakopania się w garach po uszy, nie było szaleństwa pucowania całego mieszkania do błysku i połysku, jakby pyłek kurzu miał sprawić,że święta nie przyjdą... nie było stresu, nerwów, negatywnej energii...
ale była tradycyjna choinka i prezenty :) były specjalnie dla nieletniej paszteciki i pierogi, w ilościach minimalnych- ulepiłam dokładnie 51 pierogów...

I choć nie wczuwaliśmy się w świątecznego ducha, który zapewne u wielu zagościł, to wieczór wigilijny jak i sam dzień świąteczny spędziliśmy bardzo miło i inaczej niż zwykle, troszkę bardziej- elegancko...
W wigilijne popołudnie/wieczór zasiedliśmy do ładnie nakrytego stołu, zapaliliśmy świece i zjedliśmy obiado-kolację w ubraniach ''świątecznych'', znaczy się : ja odziałam się w kieckę a mąż dresy zamienił na jeansy, a bluzę na koszulę, Nieletnia ubrała się w sukienkę, choć dla niej to nic nowego, bo jako jedyna w rodzinie ceni sobie dobry styl i elegancję na co dzień, uwielbia błyskotki, bransoletki i ładne ciuchy, gdzie ja i Zaobrączkowany ponad wszystko cenimy wygodę i kochamy nasze spodnie dresowe i zwykłe t-shirty.

Kolacja składała się: dla nas barszcz ukraiński a na drugie danie łosoś z sosem avocado (przepis wkrótce na blogu kulinarnym)
a ponieważ Nieletnia nie jada ani jednego ani drugiego, to dostała paszteciki z grzybami i kapustą (przepis na blogu  )
Potem otwieraliśmy prezenty i mieliśmy mnóstwo frajdy.
Nieletnia latała dziękując to nam, to mikołajowi i z niecierpliwością czekała na moja reakcję gdy otworze jej prezent.
Ja pochwaliłam gust dziecka i jej bardzo interesujący prezent jaki mi zafundowała ( piękna, ręcznie robiona biżuteria), z lekkim uśmiechem przyjęłam praktyczny prezent od Zaobrączkowanego ( capo i płyn do czyszczenia strun- do mojej gitary), jak i udałam całkowite zaskoczenie gdy odpakowałam własnoręcznie wybrany prezent od Mikołaja - książki o produkcji kosmetyków naturalnych,  aromaterapii i naturalnych perfumach ( bardzo mnie ta dziedzina interesuje , jako,że sama tworze swoje kosmetyki, poszerzanie wiedzy zatem wskazane :)
Zaobrączkowany pokiwał głową na nowa szklaneczkę do kolekcji, chrząkał z aprobata na buteleczkę whisky i pomlaskał na widok wielgaśnej czekolady :)
Nieletniej prezenty w ilościach dość ogromnych, opisywać można przez godzinę, ale między innymi były pierścionki , które otwierała prawie z piskiem, ubrania, bransoletka z zegarkiem, zestaw do robienia własnego mydła, torebeczki, słodycze, pudełeczka i całe mnóstwo innych drobiazgów.

Po szaleństwach z prezentami planowaliśmy rozłożyć sofę i wylegując się oglądać filmy..
niestety okazuje się ,ze na czas świąteczny sofa pozostaje tylko sofą, za łózko służyć nie może , gdyż poniewuż, nie mieści się w salonie, bo choinka zawadza, i choć choinka mała, to i tak miejsca brak...
Przez chwilę mi przemknęło po głowie, że to dobrze, ze nikogo ''na stanie'' nie mamy, bo nie byłoby jak położyć spać... choć próbowaliśmy manewrować i tak i siak, i wyniesiona została część mebelków z salonu do korytarza to i tak  o rozłożeniu sofy nie ma mowy....
Zatem usadowiliśmy się pod kocem, nasza trójca na sofie i sobie na siedząco oglądaliśmy filmy..

Doszłam do wniosku, ze przydałoby się nam większe mieszkanie, bo goście, choć mile widziani, miejsca u nas nie mają.Sofa 3 osobowa, reszta ludzi- stoi. Mam pufę.. a i owszem... i krzesła barowe.... ale żeby sobie na nich posiedzieć, to niewygodnie troszkę...
zatem lekko problematycznie się robi , gdy nas ktoś odwiedza, co zauważałam podczas ostatniej wizyty znajomych, gdy w ilości sztuk 3 się pojawili.... i tak część na sofie, część przy stole barowym... no i kicha lekko...
Mie mam warunków na podejmowanie gości, a tu mi się zapowiadają znajomi wpaść pod koniec stycznia i się zastanawiam gdzie ja to towarzystwo pomieszczę??? jedną osobę uszczknę, ale więcej???hm....
będzie wyzwanie... no i z noclegiem tez trochę dla 3 osób problem...
Nie chcę by nieletnia z nami spala, po pierwsze żadno z nas się nie wysypia, po drugie, jest na spanie z nami za duża, po trzecie pojawia się potem problem,ze nie chce spac u siebie.. i mamy takie postanowienie, że absolutnie z nami więcej nie śpi, nawet jakbysmy mieli gości kłaść na podłodze.

Stwierdzam , że goście u nas muszą się pojawiać poza czasem świątecznym- chyba,że odwiedzać nas będzie tylko jedna osoba, gotowa spać na nierozłożonej sofie. Poza czasem świątecznym - maksymalnie 2 osoby- pod warunkiem,że gotowi spać razem na salonowej sofie.
ale nie o tym...

wróćmy do tematu..

Po kombinacjach jak tu sofę rozłożyć i nieudanych próbach, zasiedlimy na niej pod kocem i wszelkie filmy jakie były pod ręką oglądaliśmy.. wszystkie o naturze romantycznej, co doprowadzało mojego Zaobrączkowanego do chwil lekkiego chrapotu, westchnień, sapania a nawet żałosnego jęku czasami...
Nieletnia bardzo podekscytowana była i jak najbardziej radośnie oglądała kolejny szajs typu: dziecko prosi Mikołaja by mamusię nową na święta dostać, bo prawdziwa mamusia umarła...

I tak do godziny 2 nad ranem delektowaliśmy się swoim towarzystwem, oglądając, śmiejąc się i przytulając.Nieletnia niechętnie poszła spać, a my dość chętnie zwinęliśmy się do pokoju...

Powstaliśmy następnego dnia dopiero po południu, ok 13stej i tu znowu pojawiła się myśl, że dobrze, ze nie robiliśmy żadnych planów na święta , nie odwiedzaliśmy ani nie zapraszaliśmy nikogo, bo mogliśmy spokojnie spać i nic nie robić.
Dzień , a właściwie popołudnie spędziliśmy wyjadając co w lodówce pozostało, bo gotować się nie chciało, i oglądając filmy... tym razem zaliczyliśmy 'kung fu panda 2'' i ''Smerfy''... oraz kilka z serii: mamusia umarła, Mikołaju help....
Sesja filmowa trwała podobnie jak zeszłego wieczora/nocy do 2 rano...
i kolejny raz poszliśmy spać dość późno i .......dość późno obudziliśmy się....

Taki ciąg słodkiego lenistwa trwa nadal... siedzimy, oglądamy, Nieletnia w między czasie gdzieś z koleżanką pod blokiem lata. Wpada tylko by coś zjeść i już jej nie ma... wraca jak się ściemnia i zasiadamy przed telewizorem i do późnej nocy oglądamy co popadnie , a potem śpimy do południa :)

Dziś Nieletnia obudziła nas o 12:30 i przyniosła nam śniadanie i kawę do łóżka...kochane dziecko :)
Może jak mi się uda jutro zwlec przed nią, to się odwdzięczę tym samym ?



Totalne lenistwo trwa nadal...
Zaobrączkowany ma wolne do 3 stycznia... zatem jeszcze kilka dni błogiego nic nie robienia i cieszenia się sobą...
Najlepsze święta ( i ''po świętach'') jakie sobie mogłam wymarzyć.... spokój, nuda, filmy i całkowite nic nie robienie...


Już wkrótce powrót do normalności... ale tymczasem... niech ten cudowny stan trwa...



Mam nadzieję, że Wasze święta minęły równie spokojnie , leniwie i miło, pełne miłości i pogody... bez względu na wiarę czy świąt znaczenie..
bo - wiara tu nie ma nic do rzeczy...
I choć wiem, że dla niektórych takie święta jak nasze byłyby wielkim rozczarowaniem, choćby ze względu na brak oprawy religijnej, czy tradycyjnych potraw na stole, czy może większego rozmachu świątecznego, ale dla mnie były perfekcyjne...









 życze Wam wszystkim

SZCZEŚLIWEGO NOWEGO ROKU !!!!!!!!!




Edzia i spółka :)

23 grudnia 2011

Wesołych świąt!!

Życzę Ci nadziei,
własnego skrawka nieba,
zadumy nad płomieniem świecy,
filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
piękna poezji, muzyki,
pogodnych świąt zimowych,
odpoczynku, zwolnienia oddechu,
nabrania dystansu do tego co wokół,
chwil roziskrzonych kolędą,
śmiechem i wspomnieniami.

Miłości rozprzestrzeniającej się
po koniuszki palców
i ciepła w duszy
na każdy dzień roku...


Wesołych Świąt!

18 grudnia 2011

Być ''tempom blądynkom''

czyli: nie śmiej się Dziadku z głupoty drugiego, wszak własnej głupoty nie znasz...


Dniem wczorajszym otrzymałam paczkę z PL. Dużo w niej dobroci, ale nie o nich...

W kuchni postawiłam sobie pufę... pufa potrzebna , bo szafki wysoko, ja jestem mała, sięgnąć trzeba, coś włożyc, coś wyjąć, a z paczki tam takie różne trzeba też powkładać, miejsce porobić...
I stoi ta pufa... normalnie centralnie...
I idzie zaobrączkowany , i ja tak ze zdziwieniem patrzę co on robi???, bo lazie prosto na tę pufę...
i nagle ''sruuuuuu''... i zaobrączkowany skacze na jednej nodze, za palce u nogi się trzyma, burczy coś pod nosem, a ja ... no ja rżę jak głupia... i mówię : ''o!! pufa cie zaatakowała''
on tam coś dalej pod nosem sobie, że nie śmieszne, że coś tam...
a ja się śmieję... widzę,że się wkurza,że sobie krzywdę zrobił... ale naprawdę: wlazł centralnie na nią sam...
owszem, przyznał,że przeciez jego wina, że mu pufa nie wyskoczyła z za zakrętu ani nic...

ubaw był jak się patrzy...

nie minęło 5 minut i kolejny atak rzeczy martwych nastąpił...
otóż: w przesyłce był dla mnie prezent w postaci noża ceramicznego...
wyjęłam to to z pudełeczka, oglądam, patrzę...i dumam...
jakiś taki nieostry się wydaje....
dotykam lekko ostrza, ale jakby jakieś słabe....
zatem nie myśląc (bo po co nadwyrężać organ zwany mózgiem) jadę nożem delikatnie po wewnętrznej stronie dłoni... po czym następuje dziwne uczucie,że coś jest nie tak...
spojrzenie na dłoń i widok krwi uświadamiają i udowadniają,że nóż jednak ostry....

Zaobraczkowany się brechta z głupoty żony, ale mi tam nie do śmiechu... po czym dodaje ''co, nóż cie zaatakował?''
Zaciskam tylko zęby i proszę uprzejmie by mi przyniósł cokolwiek czym mozna  by to moje testowanie pozaklejać...

Rozcięta ręka na długości około 3 cm, na szczęście rana niezbyt głęboka... ale jakże wspaniała wymówka , by resztę dnia nie robić prawie nic... bo przeciez zanurzeni łapki w wodzie jest NIEMOŻLIWE...

Morał z tej historii taki: nie śmiej się dziadku....... bo i tobie się zdarzyć coś głupiego może...
i noż ceramiczny jest ostry.. nawet bardzo....

17 listopada 2011

Dzień dobry kochanie

Jak rozpocząć miło dzień?
od ''dzień dobry kochanie''
Jak całkowicie zmienić resztę dnia, tuż po wypowiedzeniu tych słów?
dodać: ''mieliśmy włamanie do samochodu''

W pierwszej chwili ogarnia mnie myśl,że Zaobrączkowanemu humor od rana dopisuje i już o 7 rano próbuje mnie w coś wkręcić... Potem sobie myślę, że mój samochód bezpiecznie stoi w garażu... Zatem jeśli coś już, to pewnie Zaobrączkowanego auto, które zaparkowane przy ulicy stoi, zostało oskubane... po czym myślę, że szkoda, ale nie rozwodzę się nad tą myślą, bo nie wierzę w co mówi....
Zatem ciągle jeszcze śpiąć mamroczę ''naprawdę?'' i zamykam oczy...
ale ton głosu Zaobrączkowanego nie wskazuje na dowcip poranny. Jest spokojny, opanowany , mówi wolno i jakby w strachu jak ja zareaguję...
''ktoś się włamał do twojego Hyzia''
otwieram oczy szeroko, niedowierzanie wymieszało się z zaskoczeniem, lekką paniką i błaganiem : ''żartujesz?''
przeczący ruch głowy ... i zrywam się z wyra... ''tylko nie Hyziul...''
nie wstaję... siadam tylko na łózku i zaczynam myśleć....
potem nagłe natchnienie i szukanie telefonu....

lista strat...
wybita szyba,  dowidzenia mówimy nawigacji.... telefon? zostawiłam w samochodzie telefon!!?? nosz kurna!!

pierdółki nieważne.... nie szkoda mi ich... trudno...
szyby szkoda najbardziej....
dumam... samochód nadal zamknięty, nawet go nie otworzyli, to alarm nie wył...
ale jak się złodziej do garażu dostał, że nikt nic nie zauważył, tylko moje auto splądrowane?
telewizor LCD , który stoi w garażu tuż obok mego samochodu, nietknięty...

co to za głupi złodziej???
ukraść telefon warty 20, 30 może 40 funtów??? chociaz po zgłoszeniu i zablokowaniu i karty i telefonu, to raczej nie bedzie warty nic...
nawigacja moze z 80.... jaki to łup????

wymiana szyby będzie kosztowała 250.... idiota a nie złodziej...

ach!!! telefon!! przeciez na abonament....
wizja zapłacenia rachunku na kilkaset futnów przebiega przez głowę....
łapię za komórkę męża i dzwonię do sieci, by mi zablokowali...
a mnie pani uprzejmie informuje, że im cały system padł, i nie może przyjąć mego zgłoszenia, zablokować numeru ani nic...
więc już w nerwach pytam, czy to znaczy,że sobie złodziej moze dzwonic , gdzie mu się podoba, bo wy nie możecie go zablokować...
na co kobita mechanicznie odpowiada, że bardzo przepraszamy, ale nasz system obecnie nie działa i nie możemy przyjąć zgłoszenia...
na co bez dowidzenia, mówię - bardziej do siebie, bo co mi kobieta winna- żeby poszli się je***...
nerwy mnie poniosły,no ale nie każdy potrafi zachować stoicki spokój w tego typu sytuacjach....

godzinę później system się odwiesił, zgłoszenie zrobione, na szczęście złodziej nie obdzwaniał pół świata i nie zakończy się na rachunku z kosmosu....

teraz inna sprawa... POLICJA.....
zgłoszenie włamania o 7 rano, jest południe- nikt się nie raczył pojawić...
samochodu nie mogę tknąć, bo będą zbierać odciski palców, robić zdjęcia, takie tam bzdety
szyby nie mogę wymienić, bo nie...
zatem stoi bezuzyteczny... jak długo? nie wiem...
szlag mnie trafia....

a w tym wszystkim najbardziej mnie martwi- że jedyne numery telefonów jakie mi zostały, to do Zobrączkowanego, do Najlepszej pod słońcem, komórka do Mamy i w pamięci Rodziców stacjonarny....
reszta- przeminęło z wiatrem.....

Nauczka na przyszłość- sprawdzać po sto razy czy telefon z auta wzięty i nawigacji nie zostawiać w skrytce, tylko brać do  domu....

A na teraz: ciągle jestem wkurzona...i nic nie mogę wymyśleć...


2 listopada 2011

Weekend i Halloween

Ostatnie kilka dni obfite było w różnorakie emocje - małe i duże...

w czwartek dnia 27.10.2011 wraz z Zaobrączkowanym świętowaliśmy 10-tą rocznicę ślubu.
Najważniejsza obietnica w moim życiu składana 10 lat temu... na zawsze...
mam nadzieję, że wytrwamy ze sobą na zawsze ...
Po czwartkowej kolacji kontynuowaliśmy piątkową kolacją, tym razem zupełnie sami (w tłumie ludzi w restauracji) , ale konkretnie SAMI- znaczy w tym wypadku - bez Nieletniej, która została na noc u znajomych.
Kolacja była fantastyczna. Tajska restauracja całkowicie spełniła nasze oczekiwania... rachunek był równie wielki jak się spodziewałam, ale i ten kęs przegryzłam, przeżułam, połknęłam i nie myślałam o nadwyrężeniu budżetowym.
Cudownie było znów poczuć się parą... dwojgiem ludzi... a nie tylko rodzicami...

Kontynuowaliśmy nasze samo-bycie przez prawie całą sobotę...
Wieczorem wybraliśmy się na halloweenowe party....

Furorę zrobiły paluszki teściowej, które upiekłam...


(przepis tutaj jakby ktoś chciał: http://dietadukanapl.blogspot.com/2011/10/paluszki-tesciowej.html


Nieletnia z koleżanką dołączyły do Nas... i jak to często bywa- dzieci się bawiły w jednym pokoju- dorośli w drugim...
I choć ze względów na fakt bycia kierowcą nie piłam alkoholu, udowodniłam, że i bez tego można się świetnie bawić...

Powróciliśmy nad ranem... i spaliśmy do popołudnia...  a potem odwiedzili nas znajomi...

Weekend wypełniony po brzegi...

Teraz powrót do rzeczywistości.










A wy dobrze się bawiliście w Halloween... przebieraliście się?

Fajnie było ?

10 października 2011

INSIDE

6 października miałam przyjemność uczestniczyć w imprezie artystycznej.

Wraz ze znajomymi , którzy specjalnie na tę okoliczność przejechali wiele, wiele kilometrów wyruszyłam na Notting Hill.
W 2 piętrowej galerii zebrała się masa aktorów, muzyków, fotografów, malarzy oraz wszelkiego rodzaju menadżerów , producentów oraz ''zwykłych ludzików'', takich jak ja....

Otoczona tym wielkim światem znacznie odczuwałam różnicę pomiędzy nimi a mną.
Moi znajomi, którzy pochodzą ze świata sceny, szybko odnaleźli się w tym towarzystwie.
Zachwyciła mnie umiejętność jaką posiadają w kontaktach z ludźmi. Potrafią w ciągu 5 sekund rozpocząć rozmowę z obcym człowiekiem i po chwili zachowują się jakby byli starymi znajomymi. Po 2 godzinach, wszyscy praktycznie znali moich towarzyszy... A impreza była w setkach osób liczona...
Starałam się stać z boku, ale oni nie pozwolili mi się wtopić w tłum.
Przedstawiali mnie wszystkim a ja czułam się dziwnie, ale nie źle.. O dziwo podobał mi się ten cały zgiełk.
Po jakimś czasie sama zaczęłam przejmować ich zachowanie i kompletnie się zrelaksowałam, chętnie odpowiadałam na pytania jak i sama je zadawałam.
Przyjemnie było stac tuż obok znanych i wielkich, miło było wymieniać opinie z obcymi ludźmi.

Moje sarkastyczne poczucie humoru nie do końca się w tym towarzystwie podobało, ale miałam swoje grono ''wielbicieli''.
Były również rozmowy , które mnie śmieszyły, ze względu na płytkość poglądów i argumentów, ale to niczyja wina, że koleś (cytuję) ''przeczytał wczoraj pół książki'' i myśli ,że wie wszystko...
Jako że i o polityce również była mowa, próbował mi wmówić, że podatki są na świecie od II wojny światowej, i za nic nie dał się przekonać, ze to nie jest prawda.
no trudno...


INSIDE to taka impreza gdzie wszelki rodzaj sztuki zbiera się w jednym miejscu. Z wielkiego świata i z tego trochę mniejszego też.

Miałam okazję spotkać fotografa LEEE BLACK CHILDERS , znany ze znajomości ze sławami takimi jak: Andy Warhol, Iggy Pop czy David Bowie.
podziwialiśmy jego fotografie, które kosztowały fortunę...
był również Impressario Lenny Beige
Regency
John Daveron
Jonnie Music
Awsa
Josh Wellar
King Jacks
oraz   KAV,  Kav Sandhu z  Happy Mondays

 i jakieś inne zespoły, muzycy, aktorzy i nie mam pojęcia kto tam jeszcze.

Ponoć ktoś coś z True Blood miał wspólnego, i jakiś z One tree Hill, ale ja akurat żadnego z tych seriali nie oglądałam, więc nic z wielkiego podniecania ze spotkania z gwiazdą nie było, bo jak staliśmy w grupie, to nawet nie wiedziałam, który z nich to ten znany...
Uppssssssssssss....
A może nawet nie znany, tylko gdzies jakiś epizodzik miał i od razu wielki halo... kto to wie?...

Ale tak naprawdę najfajniejsze było dobrze spędzić czas ze znajomymi :)
i tak też uczyniłam.
Mam nadzieję,że bawili się równie dobrze jak ja.

No i zdjęcia oczywista:
 Z Amber (piosenkarka, autorka tekstów piosenek), z tyłu Joel (''po innemu'' J Reaper, muzyk-raper) 





Tu z ''ktosiami'' co nie mam pojęcia kim byli, ale jak widać- wcale mi nie przeszkadzało

Z Bev: aktorka, piosenkarka i miła osoba


Wyglądamy jak para :)  Żartujemy, że mój przyszły mąż numer 2
Ja i Joel



Ta pani w środku, z długimi blond włosami, ponoc kiedyś była w girls band i nawet miała w UK hit nr 1.... ale w ogóle nie wiem kto to.... znajoma moich znajomych...




całuski, całuski...



No i tak to sobie siakoś tak było....
Wielki świat, wielcy ludzie... a w tym wielkim świecie małe swiaty z małymi ludzikami..
Cudowna mieszanka...



17 września 2011

moje miłości...




Zakochałam się...
tak...
to musi być miłość....

nadeszła tak szybko i całkowicie niespodziewanie...
przybrała wiele kolorów,dźwięków i nazw ...
chcę ożywić  ją koniuszkami palców...
drgają struny pożądania...
tak daleko ode mnie...

kocham...
uwielbiam...
pragnę...
cierpię, że ta miłość nie w moich dłoniach...

patrzę na zdjęcia...
wzdycham...

chciałabym choć raz dotknąć...
a tu tylko ekran monitora...

ta przestrzeń pomiędzy mną a moją miłością!
czuję ,że nie do pokonania...


Zakochałam się....
spędziłam dziś kilka godzin wpatrując sie w mój nowy obiekt zafascynowania...


nie stać mnie na tę miłość....

ale i tak....
kocham cię Ibanez....








16 września 2011

Humor




Nastrój mi jakoś nie dopisuje. Złość ,bliżej niesprecyzowana ,mnie ogarnia , nie wiem za co i czemu. Żal mam do siebie i do niego, do wszystkich o wszystko.
Taki czas wypominków. I jakieś głupie myśli mam… uciekam, bo od głupoty trzeba jak najdalej…

I czemu tyle we mnie nieuzasadnionej złości?
 A może uzasadnionej, bo jak o tym myślę, to zdaje mi się, że mam prawo się złościć. Więc będę!
Bo jestem istotą ludzką, która oprócz uśmiechania się ma prawo wykrzywić twarz w kapryśnym, złośliwym wymiarze. O właśnie tak!!!!

Położę się spać z fochem całkowitym o zupełne nie- wiadomo -co, bo akurat mam na to ochotę...

Oprócz tego mam ochotę na wiele innych rzeczy, poczynając od krótkiej wizyty w kuchni by zobaczyć czy w lodówce jest światełko i przy lodówkowym oświetleniu skorzystać z dobrodziejstw na półkach się znajdujących, nie mam pojęcia co tam robi czekolada, ale jest...
właściwie już jej nie ma...

humoru mi nie poprawiła....


Powinnam już spać... może jak się obudzę mój nastrój ulegnie zmianie?

4 września 2011

Usiadłam pełna ciekawych myśli....
Szklaneczka wina po lewej stronie...
Bąbelki ulatniają się , jakby je kto poganiał...
Uciekają z mojego kieliszka...
chwytam, podnoszę do ust, nie mogę pozwolić zniknąć im w nieskończoności...

kolejny łyk ...


chwilowo czuję szum w mej głowie i nie wiem o czym chciałam napisać...

Nieletnia wciąż nie śpi, choć już tak późno...

Przystroiłam twarz w błyszczyk i tusz do rzęs... nawet lekko oprószyłam oczy cieniem do powiek..
Ten wieczór miał być dla nas , przy kieliszku szampana...

Spijam bąbelkowy nektar....

Nieletnia wciąż nie śpi...


Wystrojona w przypudrowaną twarz, czekam na komplementy, ale Zaobrączkowany mnie nie widzi...
W salonie z Nieletnią śmiechem rozświetlają nasz dom...


Nasz to dom, to mieszkanie w bloku.. 2 pokoje, salon korytarz, kuchnia, łazienka...
wynajęty zaścianek naszej szczęśliwości...


Uśmiecham się słysząc ich dźwięczne głosy, choć nie mam pojęcia, czemu ta radość....
cóż takiego ich cieszy...


Kolejny łyk...


Czuję jak powoli bąbelki rozmywają się po moim ciele....

gubię literki jak do Was piszę...


tak późno już....

a ja nie mam pojęcia o czym chciałam napisać...

zatem po cichu zamykam stronę...



słodkich snów życzę...

wkrótce, bez bąbelkowych myśli do Was powrócę......





16 sierpnia 2011

Różne takie



Dzień rozpoczął się od natrętnego dźwięku. Pospałabym chętnie jeszcze, ale budzik zdecydowanie mi w tym przeszkadzał… co kilka minut rozpoczynał swoje radosne tralalalala…
skwaszona wstałam i niewyspana...
moje odbicie w lustrze ukazało obraz tak zwanej nędzy i rozpaczy, dostałam jakiś krost na twarzy, włosy mi dęba stoją, nerw mnie telepie... która noga ja wstałam? lewa, prawa?

Poczłapałam do łazienki....
Przynajmniej waga mnie potraktowała mile, przywitała mnie spadkiem , mrugnęła czarnymi cyferkami... Ja tez puściłam do niej oczko, niech wie, że ja uwielbiam, jak się tak ładnie zachowuje.
Związek mój uczuciowy z wagą jest dość burzliwy... a może nawet i toksyczny. Bowiem wagi mojej nie cierpię, ale bez niej życ nie mogę. Ona beze mnie też by raczej zmarniała, i  tak w tej miłości , przeplatanej z nienawiścią, sobie tkwimy.
Ja, waga i podłoga w łazience...podłoga w łazience jest sprawą zupełnie nieistotną w tej chwili, ale chciałam wspomnieć o jej równym położeniu co pozwala na dokładność wagową...
nieważne....

Taka sobie zesmaczona negatywnie( można być zniesamaczonym pozytywnie?) ogólnym niczym i nie wiadomo czym ,rozpoczęłam dzien… który o dziwo takim złym się nie okazał.
Miły lunch: trwający ponad 3 godziny,
Smaczne jedzenie (dietetyczne, bo ja gotowałam) , deseru nie tknęłam, a były czekoladowe rogaliki….mmmmm (sama piekłam) ,
Wypiłam pół lampki wina (bo tak),
zostałam skomplementowana co do sukcesów dietetycznych, ponoć widać,że zeszczuplałam.

Gdyby jeszcze nie ten ból głowy, to by było całkiem cudownie..
Ale i tak jakoś tak: tralalalalala









30 kwietnia 2011

debil




Co robi DEBIL jak się debilowi nie chce??????

debil patrzy w lusterko i widzi,że trzeba by porządek przy brwiach zrobić.
Debil zaczyna skubać, po kłaczku i stwierdza, że się jednak debilowi nie chce skubać za bardzo... Debil bierze golarkę elektryczną i zaczyna brwi golić.
Debilowi idzie całkiem dobrze, choć golarka duża i nieporęczna.
Debil jedną brew obrobił i zadowoleniem zabiera się za golenie drugiej, dumając czy wąsik tez by sobie zgolić, czy jednak brutalnie woskiem go traktowac. W pewnym momencie debilowi ręka drgnęła i se debil pół brwi jednym machem zgolił.
Debil wygląda jak należy - czyli jak DEBIL.
Debilowi zostało kilka kłaczków , które usilnie próbuje zaczesać i wykreować ''sztuczna brew''.
Debil puszcza pod nosem wiązankę uliczną, przytaczając wyrazy na k, ch, p, i wszelkie inne zasłyszane w ciągu swego 30 i pół -letniego zycia.

ech.....

21 kwietnia 2011

w duszy coś tam takie...


Jeszcze tylko troszkę, jeszcze tylko chwilę i może odpocznę
od myśli tłukących o bramy mego istestwa
od codzienności ogarniającej ciemnością niepokonania
przebiję się przez tłumy ludzi krzyczących głupotą
przez zawiść o namacalne odrzucających człowieka
Jeszcze może dorosnę by stanac naprzeciw samej sobie
i zburzyć kaminne fortece niespokojnych wyrzutów
rzucić kamieniem za siebie, przed siebie
znaleźć droge ku temu co bedzie i wygładzić drogę do tego co było
Może się kiedyś nauczę miękkości języka w ciętości słowa
by umiejętnie manewrowac
w politycznym zagmatwaniu nowoczesnej komunikacji
i wypowiem się zgrabnie we wszelakich kręgach
akceptację zebranych i poklask uzyskujac
Kiedyś może otworzę drzwi domu własnego
gdzie ciepłem murów otoczona
zaznam uczucia błogości, że tu ''należę''
gdzie cały swiat zostanie za progiem
bym mogła w spokoju zasnąć... bez myśli czjących się pod kołdrą
bez szeptów złośliwych tuz przy poduszce
że jestem słaba, że niecierpliwa, że lekkomyślna, że nieciekawa, że nie rozumiem,
że nie chcę, nie umiem, nie mogę , nie potrafię, nie daję rady,
nie jestem warta, nie jestm mądra, nie jestem roztropna, nie jestem zdolna do... ,że NIGDY...
że jestem ''tylko'', że za mało, że nie wystrczająco, że nie bedę więcej niż ''to'' kim jestem...
a kim jestem...
najwidoczniej nie tym, kim powinno się być w dzisiejszym świecie...
dla wielu, tylko JA, to za mało....
dla wielu JA, istnieję jedynie w razie potrzeby...

przed uzyciem przeczytaj ulotke... a zużyte opkowanie proszę wyrzucić do śmieci...


monotonność własnych przemyśleń
wnioski jakie wyciągam
działania w skutek wniosków wyciągniętych z myśli porozrzucanch w przeszłości, w teraźniejszości
prowadza do bezsennych nocy
i podrózy niedalekich , gdzie odkrywam światło... któro gasnie , samo, jak tylko zamknę za sobą drzwi....
ciało przyjmuje moją niespokojność duchową
z widocznym uwielbieniem i namacalnym wzrostem fizycznym
nie w siłę rosnę a w porażkę...
a ręce sięgają dalej w zakazane tereny
a usta zachłannie otwierają się przed rozkoszą zapomnienia...
a sumienie krzyczy wewnątrz i prosi o opamiętanie
czemu mój głupi rozum sie nagle zaczął duszy słuchac?
czemu nagle w takiej zgodzie? czemu nie posłucha sumienia
że nie wolno tak bezkarnie sobie smacznej krzywdy robić??
ale rozum zgłupiał do reszty,
o pozytywnych czekoladowych hormonach mi prawi...
a sumienie cichnie w zadumaniu
nad prawdziwością rozumnych argumentów debatuje
i nawet przez chwilę czuje ten dziwny relaks, po czym grozi palcem
i zakazuje tych erotycznych doznań dla podniebienia...
ani ma głowa, ani ma dusza , ani sumienie spokoju nie mają...
najgorzej ma serce...
bo boli go wszystko dookoła...
i nei wiem dlaczgeo ja ten ból czuję skoro serce już nie moje,
bo przeciez oddałam je wiele lat temu...
rozum mi mówi, że niesprawiedliwe, że serce nie moje, ale ból mój...
a może nie mój... bo serce na wymianę poszło...
więc może to Jego serce tak boli?

nie wiem... o drugiej nad ranem trudno o jakąkolwiek logikę....


16 kwietnia 2011

Nie śpię i świruję


la, la,la-a- a już minęła czwa-a-rta.....
a ja nie śpię noc kolejną, bo mam fazę swą bezsenną
dookoła cisza wszędzie , a ja dumam ''co to bedzie?''
wszystko w koło jakieś głupie- i powinnam mieć to w du... , w nosie....
i choć właśnie tego chcę, to nie mogę zmienić się
dumam ,myślę,kombinuję , szczegółowo kalkuluję...
i to przez to rozmyślanie, odleciało moje spanie....


eeeee....
moje rymy nie skutkują , bardziej nawet humor psuja
bo nie proste to zadanie, takie zwykłe rymowanie
zwykle dużo do gadania , dziś ubogie bardzo zdania
lepiej pójdę sobie szybko, zanim coś napisze brzydko...

dodam tylko ,trochę skrycie, że zabrałam wadze życie
ona w góre iść zechciała, gdy ja na dół jej kazałam
teraz juz mi nie pokaże , za co mnie tak głupio karze
jak się humor mi poprawi, wadze się baterie wstawi
jak przestanie podskakiwać , zacznę do niej się odzywać
bedę dla niej bardzo miła, jakby nic mi nie zrobiła...
a tymczasem.....
ide sobie , bo za dużo mam na głowie....



14 stycznia 2011

W ambasadzie



wizyta w ambasadzie, a raczej w konsulacie



Kolejka była jak za komuny po kiełbasę...
Wnioski o paszport wypełniałam na płocie, dwoma pożyczonymi długopisami- jeden w kolorze czarnym, drugi niebieskim więc wniosek kolorowy.

Co jeden w kolejce to mądrzejszy, ale głupich nie było....

Stało się w rządku-pojedynczo i kupkami..

Co czas jakiś pan otwierał drzwi i łaskawie po 1 lub dwie osoby zapraszał...


Na miejsce przybyliśmy rano, ku naszemu szczęściu w kolejce, na deszczu , stać długo nie musiałam, jakieś pół godziny... gdzie w między czasie okazało się ,że nie mam dowodu, a bez numeru pesel ni ciorta nie da rady...

Stojąc wkurzona, prawie klnąc w głos (bo tylko pod nosem było) w akcie jakiejś desperacji (a raczej wzdrygnięta wizją,że w następny poniedziałek całą akcję musiałbym od nowa rozegrać) wywaliłam wszystko z portfela ... rozmymłałam torebkę jak się dało... no i dowód znalazłam...
Szczęsliwa, gdy już wpuszczona do środka, przeprowadzona przez bramkę, która kilkukrotnie piszczała na mnie, aż w końcu pan machnął ręką i kazał dalej iść pomimo jej denerwującego bib -bib-bib, stanęłam w kolejce w pokoju płaczu dzieci, duchoty i ogólnego nieporozumienia....
Ku mej radości (rozrzuconej po ciele ponownie w ciągu kilku minut) okazało się ,żem osobą dobrze poinformowaną i dokumenty jakie były potrzebne wszystkie miałam, i nie musiałam, jak niektórzy, na siłę pani po drugiej stronie okienka przekonywać, że ''ja mam, ale w domu i czy by się jakoś nie dało tego załatwić''...
Ano nie musiałam załatwiać, bo wszystko miałam, a tych ''załatwiających'' i tak z niczym odsyłano...
Złożyłam swoje odciski palców, zabrano mi stary paszporcik, skopiowano dokumenty potwierdzające tutejszy adres zamieszkania, upamiętniono nowym ksero mój akt małżeństwa (a swoją droga patrząc na datę- będzie już w tym roku 10 lat jak z tym samym chłopem życie dzielę jako jego żona, czasu przedmałżeńskiego nie licząc), podobiznę moją w ilości sztuk jeden równiez wzięto.

Następnie pani wydała kwitek, z którym udałam się do drugiego okienka , tuż przy drzwiach wyjściowych, uiściłam opłatę w wysokości 93 funtów ja, 93 funtów małżonek, w sumie 186 funtów i uradowana opuściłam ten przybytek szczęścia z adnotacją,że paszporcik za 5 tygodni będzie do odbioru
no i jak pięknie...