29 grudnia 2011

i po..

Święta , święta i po świętach...

tyle szumu i hałasu.... o co?


Święta spędziliśmy nietradycyjnie, choćby ze względów na fakt, że jesteśmy niewierzący.
Nie było karpia ani śledzika, nie było kolęd ani wizyt w kościele, nie było sianka pod obrusem ani religijnej otoczki. Nie było też tradycyjnych potraw... nie było tez szału przedświątecznego i zakopania się w garach po uszy, nie było szaleństwa pucowania całego mieszkania do błysku i połysku, jakby pyłek kurzu miał sprawić,że święta nie przyjdą... nie było stresu, nerwów, negatywnej energii...
ale była tradycyjna choinka i prezenty :) były specjalnie dla nieletniej paszteciki i pierogi, w ilościach minimalnych- ulepiłam dokładnie 51 pierogów...

I choć nie wczuwaliśmy się w świątecznego ducha, który zapewne u wielu zagościł, to wieczór wigilijny jak i sam dzień świąteczny spędziliśmy bardzo miło i inaczej niż zwykle, troszkę bardziej- elegancko...
W wigilijne popołudnie/wieczór zasiedliśmy do ładnie nakrytego stołu, zapaliliśmy świece i zjedliśmy obiado-kolację w ubraniach ''świątecznych'', znaczy się : ja odziałam się w kieckę a mąż dresy zamienił na jeansy, a bluzę na koszulę, Nieletnia ubrała się w sukienkę, choć dla niej to nic nowego, bo jako jedyna w rodzinie ceni sobie dobry styl i elegancję na co dzień, uwielbia błyskotki, bransoletki i ładne ciuchy, gdzie ja i Zaobrączkowany ponad wszystko cenimy wygodę i kochamy nasze spodnie dresowe i zwykłe t-shirty.

Kolacja składała się: dla nas barszcz ukraiński a na drugie danie łosoś z sosem avocado (przepis wkrótce na blogu kulinarnym)
a ponieważ Nieletnia nie jada ani jednego ani drugiego, to dostała paszteciki z grzybami i kapustą (przepis na blogu  )
Potem otwieraliśmy prezenty i mieliśmy mnóstwo frajdy.
Nieletnia latała dziękując to nam, to mikołajowi i z niecierpliwością czekała na moja reakcję gdy otworze jej prezent.
Ja pochwaliłam gust dziecka i jej bardzo interesujący prezent jaki mi zafundowała ( piękna, ręcznie robiona biżuteria), z lekkim uśmiechem przyjęłam praktyczny prezent od Zaobrączkowanego ( capo i płyn do czyszczenia strun- do mojej gitary), jak i udałam całkowite zaskoczenie gdy odpakowałam własnoręcznie wybrany prezent od Mikołaja - książki o produkcji kosmetyków naturalnych,  aromaterapii i naturalnych perfumach ( bardzo mnie ta dziedzina interesuje , jako,że sama tworze swoje kosmetyki, poszerzanie wiedzy zatem wskazane :)
Zaobrączkowany pokiwał głową na nowa szklaneczkę do kolekcji, chrząkał z aprobata na buteleczkę whisky i pomlaskał na widok wielgaśnej czekolady :)
Nieletniej prezenty w ilościach dość ogromnych, opisywać można przez godzinę, ale między innymi były pierścionki , które otwierała prawie z piskiem, ubrania, bransoletka z zegarkiem, zestaw do robienia własnego mydła, torebeczki, słodycze, pudełeczka i całe mnóstwo innych drobiazgów.

Po szaleństwach z prezentami planowaliśmy rozłożyć sofę i wylegując się oglądać filmy..
niestety okazuje się ,ze na czas świąteczny sofa pozostaje tylko sofą, za łózko służyć nie może , gdyż poniewuż, nie mieści się w salonie, bo choinka zawadza, i choć choinka mała, to i tak miejsca brak...
Przez chwilę mi przemknęło po głowie, że to dobrze, ze nikogo ''na stanie'' nie mamy, bo nie byłoby jak położyć spać... choć próbowaliśmy manewrować i tak i siak, i wyniesiona została część mebelków z salonu do korytarza to i tak  o rozłożeniu sofy nie ma mowy....
Zatem usadowiliśmy się pod kocem, nasza trójca na sofie i sobie na siedząco oglądaliśmy filmy..

Doszłam do wniosku, ze przydałoby się nam większe mieszkanie, bo goście, choć mile widziani, miejsca u nas nie mają.Sofa 3 osobowa, reszta ludzi- stoi. Mam pufę.. a i owszem... i krzesła barowe.... ale żeby sobie na nich posiedzieć, to niewygodnie troszkę...
zatem lekko problematycznie się robi , gdy nas ktoś odwiedza, co zauważałam podczas ostatniej wizyty znajomych, gdy w ilości sztuk 3 się pojawili.... i tak część na sofie, część przy stole barowym... no i kicha lekko...
Mie mam warunków na podejmowanie gości, a tu mi się zapowiadają znajomi wpaść pod koniec stycznia i się zastanawiam gdzie ja to towarzystwo pomieszczę??? jedną osobę uszczknę, ale więcej???hm....
będzie wyzwanie... no i z noclegiem tez trochę dla 3 osób problem...
Nie chcę by nieletnia z nami spala, po pierwsze żadno z nas się nie wysypia, po drugie, jest na spanie z nami za duża, po trzecie pojawia się potem problem,ze nie chce spac u siebie.. i mamy takie postanowienie, że absolutnie z nami więcej nie śpi, nawet jakbysmy mieli gości kłaść na podłodze.

Stwierdzam , że goście u nas muszą się pojawiać poza czasem świątecznym- chyba,że odwiedzać nas będzie tylko jedna osoba, gotowa spać na nierozłożonej sofie. Poza czasem świątecznym - maksymalnie 2 osoby- pod warunkiem,że gotowi spać razem na salonowej sofie.
ale nie o tym...

wróćmy do tematu..

Po kombinacjach jak tu sofę rozłożyć i nieudanych próbach, zasiedlimy na niej pod kocem i wszelkie filmy jakie były pod ręką oglądaliśmy.. wszystkie o naturze romantycznej, co doprowadzało mojego Zaobrączkowanego do chwil lekkiego chrapotu, westchnień, sapania a nawet żałosnego jęku czasami...
Nieletnia bardzo podekscytowana była i jak najbardziej radośnie oglądała kolejny szajs typu: dziecko prosi Mikołaja by mamusię nową na święta dostać, bo prawdziwa mamusia umarła...

I tak do godziny 2 nad ranem delektowaliśmy się swoim towarzystwem, oglądając, śmiejąc się i przytulając.Nieletnia niechętnie poszła spać, a my dość chętnie zwinęliśmy się do pokoju...

Powstaliśmy następnego dnia dopiero po południu, ok 13stej i tu znowu pojawiła się myśl, że dobrze, ze nie robiliśmy żadnych planów na święta , nie odwiedzaliśmy ani nie zapraszaliśmy nikogo, bo mogliśmy spokojnie spać i nic nie robić.
Dzień , a właściwie popołudnie spędziliśmy wyjadając co w lodówce pozostało, bo gotować się nie chciało, i oglądając filmy... tym razem zaliczyliśmy 'kung fu panda 2'' i ''Smerfy''... oraz kilka z serii: mamusia umarła, Mikołaju help....
Sesja filmowa trwała podobnie jak zeszłego wieczora/nocy do 2 rano...
i kolejny raz poszliśmy spać dość późno i .......dość późno obudziliśmy się....

Taki ciąg słodkiego lenistwa trwa nadal... siedzimy, oglądamy, Nieletnia w między czasie gdzieś z koleżanką pod blokiem lata. Wpada tylko by coś zjeść i już jej nie ma... wraca jak się ściemnia i zasiadamy przed telewizorem i do późnej nocy oglądamy co popadnie , a potem śpimy do południa :)

Dziś Nieletnia obudziła nas o 12:30 i przyniosła nam śniadanie i kawę do łóżka...kochane dziecko :)
Może jak mi się uda jutro zwlec przed nią, to się odwdzięczę tym samym ?



Totalne lenistwo trwa nadal...
Zaobrączkowany ma wolne do 3 stycznia... zatem jeszcze kilka dni błogiego nic nie robienia i cieszenia się sobą...
Najlepsze święta ( i ''po świętach'') jakie sobie mogłam wymarzyć.... spokój, nuda, filmy i całkowite nic nie robienie...


Już wkrótce powrót do normalności... ale tymczasem... niech ten cudowny stan trwa...



Mam nadzieję, że Wasze święta minęły równie spokojnie , leniwie i miło, pełne miłości i pogody... bez względu na wiarę czy świąt znaczenie..
bo - wiara tu nie ma nic do rzeczy...
I choć wiem, że dla niektórych takie święta jak nasze byłyby wielkim rozczarowaniem, choćby ze względu na brak oprawy religijnej, czy tradycyjnych potraw na stole, czy może większego rozmachu świątecznego, ale dla mnie były perfekcyjne...









 życze Wam wszystkim

SZCZEŚLIWEGO NOWEGO ROKU !!!!!!!!!




Edzia i spółka :)

23 grudnia 2011

Wesołych świąt!!

Życzę Ci nadziei,
własnego skrawka nieba,
zadumy nad płomieniem świecy,
filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
piękna poezji, muzyki,
pogodnych świąt zimowych,
odpoczynku, zwolnienia oddechu,
nabrania dystansu do tego co wokół,
chwil roziskrzonych kolędą,
śmiechem i wspomnieniami.

Miłości rozprzestrzeniającej się
po koniuszki palców
i ciepła w duszy
na każdy dzień roku...


Wesołych Świąt!

18 grudnia 2011

Być ''tempom blądynkom''

czyli: nie śmiej się Dziadku z głupoty drugiego, wszak własnej głupoty nie znasz...


Dniem wczorajszym otrzymałam paczkę z PL. Dużo w niej dobroci, ale nie o nich...

W kuchni postawiłam sobie pufę... pufa potrzebna , bo szafki wysoko, ja jestem mała, sięgnąć trzeba, coś włożyc, coś wyjąć, a z paczki tam takie różne trzeba też powkładać, miejsce porobić...
I stoi ta pufa... normalnie centralnie...
I idzie zaobrączkowany , i ja tak ze zdziwieniem patrzę co on robi???, bo lazie prosto na tę pufę...
i nagle ''sruuuuuu''... i zaobrączkowany skacze na jednej nodze, za palce u nogi się trzyma, burczy coś pod nosem, a ja ... no ja rżę jak głupia... i mówię : ''o!! pufa cie zaatakowała''
on tam coś dalej pod nosem sobie, że nie śmieszne, że coś tam...
a ja się śmieję... widzę,że się wkurza,że sobie krzywdę zrobił... ale naprawdę: wlazł centralnie na nią sam...
owszem, przyznał,że przeciez jego wina, że mu pufa nie wyskoczyła z za zakrętu ani nic...

ubaw był jak się patrzy...

nie minęło 5 minut i kolejny atak rzeczy martwych nastąpił...
otóż: w przesyłce był dla mnie prezent w postaci noża ceramicznego...
wyjęłam to to z pudełeczka, oglądam, patrzę...i dumam...
jakiś taki nieostry się wydaje....
dotykam lekko ostrza, ale jakby jakieś słabe....
zatem nie myśląc (bo po co nadwyrężać organ zwany mózgiem) jadę nożem delikatnie po wewnętrznej stronie dłoni... po czym następuje dziwne uczucie,że coś jest nie tak...
spojrzenie na dłoń i widok krwi uświadamiają i udowadniają,że nóż jednak ostry....

Zaobraczkowany się brechta z głupoty żony, ale mi tam nie do śmiechu... po czym dodaje ''co, nóż cie zaatakował?''
Zaciskam tylko zęby i proszę uprzejmie by mi przyniósł cokolwiek czym mozna  by to moje testowanie pozaklejać...

Rozcięta ręka na długości około 3 cm, na szczęście rana niezbyt głęboka... ale jakże wspaniała wymówka , by resztę dnia nie robić prawie nic... bo przeciez zanurzeni łapki w wodzie jest NIEMOŻLIWE...

Morał z tej historii taki: nie śmiej się dziadku....... bo i tobie się zdarzyć coś głupiego może...
i noż ceramiczny jest ostry.. nawet bardzo....