31 października 2010

a tak sobie



to ja... ta sama.... co pojawia się i znika.....

Nie mam weny do pisania, nie mam weny do niczego.... 

Intensywnie się lenię, robię setki nudnych zdjęć i maluję nudne obrazy. 
Chodzę na zakupy i nudzi mnie wszystko co widzę. Nudne ciuchy, nudni ludzie, nudne to wszystko.....

Jeśli chodzi o jakąkolwiek systematycznośc, to systematycznie tyje i chudnęoraz doprowadzam się do szału.



znowu się będę odchudzać

Ponoć siła umysłu jest ponad wszystko i wiara czyni cuda, więc myślę o sobie szczupłej, widzęsiebie szczupłą i bardzo wierzę ,że szczupła jestem ... a potem patrzę w lustro i zaczynam się zastanawiać czy może przypadkiem mój móżdżek, deczko za mały nie jest, bo pomimo wszelkiej intensywności jaką wkładam w myślenie i ''chcenie'', efektu chudego ciała nie widać...

Na początku myślałam,że może trzeba czasu, ale minęło parę miesięcy i nic sięnie dzieje, wnioskuję zatem,że czas nie ma z tym nic wspólnego.
zatem musi coś być nie do końca z moją głową...

nic... to ja sobie jeszcze pomyśle i przemyślę....
podumam, poukładam, popatrzę , posprawdzam....
jeszcze będę chuda... kiedyś..
najlepiej za dwa tygodnie...

2 października 2010

Rzeczywistość


brutalna rzeczywistość...


liście spadają z drzew nie zważając na moją niezadowoloną minę i nieustannie przypominają o upływie czasu.
już nie chodzi o fakt,że z każdym liściem przybywa mi minut, a o to jak są te minuty wykorzystane....
tyle planów , zamierzeń, tyle tego...
a rzeczywistość....

no tak.... rzeczywistość jak zwykle śmieje się opryskliwie prosto w twarz, na której pojawiają się pajęczyny czasu.
czy zdążę ze wszystkim co miałam zaplanowane ''zanim''....

mam ochotę sobie powiedzieć: dlaczego? dlaczego wyznaczyłam sobie cele i nałożyłam na nie datę. do czasu gdy, do czasu aż...

wydawało się ,że mam całą wieczność... a jak się okazało, wieczność to za krótko.......

do trzydziestki miałam być w zaawansowanym stadium robienia oszałamiającej kariery,miałam mieć własny dom z ogrodem, miałam napisać książkę,miałam wyjść za mąż, miałam urodzić dziecko, miałam być w wielu miejscach, krajach, w których jeszcze nie byłam...miałam...
...miałam schudnąć 10 kilo...
trzydziestka idzie do mnie... widziałam ją za zakrętem, czaiła się przy tym drzewie , z którego tak raptownie spadały przepiękne czerwone liście....
z rzeczy przed trzydziestką zrobiłam niewiele, i w dodatku w zupełnie innej kolejności niż to zamierzałam...
wyszłam za mąż, urodziłam dziecko... nie mam domu, ani ogrodu. kariera zawodowa zakończyła się zanim się jeszcze zaczęła, książka nie napisze się sama, a ja jej pisać nie mogę, bo brak mi od miesięcy natchnienia, kraje obce i przygody nadal na mnie czekają....
a waga się śmieje... bo jakby nie patrzeć- od 2 lat utknęłam w martwym punkcie...

a mimo to...
spoglądam na cień za czerwonym drzewem i uśmiecham się do trzydziestki... niedługo przyjdzie i zapuka do moich drzwi.
otworzę jej z radością, powitam niczym najlepszego przyjaciela, ugoszczę, wezmę w ramiona, zrobię wszystko , by poczuła się mile widziana, bo przecież tyle jeszcze przed nami....
kariera, książka, dom, wspólne podróże i .... dieta

zanim przyjdzie czterdziestka mamy całą wieczność...
tymczasem... uczę się systematyczności , cierpliwość i pracy nad sobą...
ktoś mi powiedział,że samo się nie zrobi...

a mogłoby....