30 grudnia 2017

Przepraszam Panią, się pozmieniało

A więc tak to mi szanowni państwo, nie było mnie tu a i owszem długo....
Nie było mnie poniewuż moje życie takie jest ciekawe, że brak mi było słów w słowniku by opisać wszystko to i owo.
Zatem otóż będzie pokrótce co się działo w ciągu tego jak zaginiona w akcji byłam..

Otóż ...

zaprawdę powiadam wam pracę jaką dostałam w lutym przeklęłam w językach wszelkich jakich znałam i wszystko co z tą szanowną pracą związane, całym mym sercem niewielkim ale jakże kurna emocjonalnym, znielubiłam do znienawidzenia..
Tudzież bowiem z wizji przedstawianych przez pracodawców - nawet jedna się nie spełniła a wizja wszelakiej radości rozmyła się po pierwszym tygodniu pracy.
I tak otóż stałam się zakładnikiem sytuacyjnym, a sytuacja wyglądała tak, że każdego dnia, nim świtem bladym na 12 godzin szłam pryszczy na dupie wszelakiego rodzaju życzyłam wszystkim, którzy się do mego nieszczęścia pracowniczego przyczynili.

Ale dzielna byłam i trwałam przy nadziei (tak, tak matka głupich jeno), ale trwałam z myślą, że może coś się zmieni...
i się zmieniło...
pewnego dnia listopadowego, po zaledwie kilku miesiącach pracy w tym miejscu zagłady ludzkiej godności i entuzjazmu, w tym budynku eutanazji pozytywizmu i wszelkiej chęci do egzystencji -wyszłam i nie wróciłam....
zaniosłam list z krótką notką, że odchodzę i tym sposobem zamknęłam drzwi do zagłady mojej osobowości dokonywanej notorycznie za każdym razem gdy przekraczałam próg drzwi obrotowych budnyku w stonę jego wnętrza...

A jako że musi być jakiś happy end i morał z tej historii, powiem tak, że poddawać się nie wolno i pozostać sobie prawdziwym.

Obserwując jak niektórzy z współpracowników zatopili się w maraźmie tej gównianej roboty i z wielką euforią przekonywali samych siebie, że właściwie nie jest źle, ja miałam odwagę by rzec, iż owszem, źle nie jest, bo jest po prostu tragicznie.
Ale czasem co tragedią dla mnie, to żadnym problemem dla innych.
Dla mnie praca, która wymaga zero komórek mózgowych, monotonna, pusta i bez rozwoju staje się ciężarem, dla innych jest wybawieniem, bo o mój boże w którego nie wierzę, dla niektórych zawiązanie sznurowadeł graniczy z cudem, to taka robota jest wprost zbawieniem.

Żeby oddać honor, to zgodzę się, że parę osób posiadało kilka styków mózgowych i nawet umiało przeliterować własne imię, ale do roboty nikt się nie palił, ale do cięcia w chuja i czekania, że ktoś inny za nich zrobi to jak najbardziej.
Może to taka właśnie mądrość życiowa,  której ja się nie nauczyłam jeszcze i jakoś uczyć nie chcę?
Pomijając..
Jest happy end.. oprócz tego, że odeszłam z miejsca tortur-psychiczno fizycznych, to zaczęłam tuż przed końcem tego dość trudnego dla mnie roku nową pracę. W banku. Acha, tak w banku, a co, Edzia może jak chce i banku pracę dostać.
Zmiana to dla mnie niesamowita i przyznać muszę żem dumna z siebie iż poniewuż tak mi dobrze, że aż dobrze mi tak...

Pracujący ludzie tam są, mądre nawet, każdy robi co należy i nawet więcej, takie to przyjacielskie i normalne w sferze atmosferycznej pracy. Jakże mi tak serce się raduje radośnie na samą myśl, że wstaję do pracy zadowolona i z chęcią podążam tą swoją toyotą w stronę banku by kolejny dzień tam przeżyć, by normalności doznać po tylu miesiącach...latach nawet.
Rzec by można, że zadowolenie widać.. albo by widać było gdybym z natury taka skrzywiona nie była.. ale coś tam się nawet uśmiecham pod nosem i nawet nucić sobie tam coś zanucę...że takam sobie to oto wesoła.
I taki element historii, że nawet nikt mnie nie denerwuje, że jest tak fajnie jakoś, że tak w ogóle jakby bajka...
Oczywiście nic nie może wiecznie trwać, ale na czas dzisiejszy nie będę narzekać.
Idzie do nowego roku a ja choć zaczynam od nowa, choć znów najniższa krajowa, choć znów najniższe stanowisko, to najwyższy stan radośnie bezstresowy.
Nigdy w życiu mym żaden manager nie powitał mnie tak serdecznie jak moja nowa załoga. Czułam się jakbym to ja im przysługę robiła że przyjdę do pracy a nie oni mi, że mnie zatrudnili. Tak wspaniałego wejścia w nowe miejsce to ja jeszcze nie miałam.. i może nawet tak zostanę.. na jakiś czas.. tak trochę... może w końcu znalazłam swoje miejsce...

Już nie jestem kasjerką w sklepie... ani nie pracuję jako służba w siedzibie głównej firmy ubezpieczeniowej... teraz jestem uśmiechnięta i z chęcią pomogę ci w codziennych transakcjach bankowych.


Poza tym... och, poza tym to atrakcyjna Dejzi miała mnóstwo przygód, ale cicho sza, to może kiedyś opiszę, bo to są takie sprawy, o których się nie śniło filozofom, a Dejzi jak wiadomo, swoje życie ma i w bajkowej krainie sobie żyje :)

Dziękuję uprzejmie za uwagę i życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku..
Niech wam wszystkim dobrze będzie!!!!!




11 marca 2017

Przepraszam Panią, to nie jest bałagan

Nieletnia zrobiła niezły bałagan w swoim pokoju i poszła sobie na spotkanko z koleżankami.

Zrobiłam zdjęcie zatem, a kiedy wróciła do domu, pokazałam jej ten cały nieład i mówię, że taki syf to nie jest akceptowalny.




A ona mi na to:

- mamo, przede wszystkim drzwi do mojego pokoju były zamknięte więc nie wiem po co tam zaglądałaś, a po drugie - to nie jest bałagan, to jest sztuka współczesna ...

spojrzałam krytycznie...

- posprzątam - zaśmiała się Nieletnia i oddelegowała swoje cztery litery do pokoju.

Koniec tematu

28 lutego 2017

Przepraszm Panią, rozmowy niekontrolowane

Kolejny wieczór z Ewcią... Kolejne rozmowy zakrapiane..

Ja nawet nie wiem od czego to się zaczęło, ale skończyło się tekstem reklamowym..
Coś było o facetach, coś o życiu, coś nawet o seksie chyba, coś było.. ale o co chodziło nie wiem, nie pamiętam...

Pamiętam tylko chwilę, kiedy natchnięta kolejnym dżinem z tonikiem z żalem w głosie zanuciłam w rytm znanej starej cygańskiej piosenki .... ''dziś prawdziwych penisów już nie ma''

generalnie podsumowując moją myśl doszłam do wniosku, z rozczarowaniem wielkim  że dziś to większość to tylko  pospolite chu** na tym świecie są a nie prawdziwe męskie penisy.

I tak oto myśli upojone powstały i hasło na kubek jest jak znalazł



Przepraszam panią, została pani zatrudniona

Od kilku dni czekałam na telefon...
Taki telefon co może zmienić życie...

Zadzwonili, powiedzieli, że mnie chcą...

No to drodzy pańswto - mam nową pracę :)

Wszak dopiero od 1 maja, ale cóż tam, nic tam.. poleżę sobie i robić będę nic

IM SOOOO HAPPY 


 

27 lutego 2017

Przepraszam panią, ale niech mówi bez stanu skupienia

Ewcia przyjechała..
Przyleciała żeby było dokłądniej, samolotem, nie na miotle. Miotły  mamy zaparkowane na razie, kiedy indziej będziemy na nich latać.

Przyleciała, to siedzimy, to pijemy, to oglądamy..
Taka teraz technologia, że se z telefonu na telewizor i że niby wiem o co biega...
Ona whisky, ja gin z tonikiem, Staś coś tam..
Oglądamy coś, cokolwiek, niech nam w uszach brzęczy.
Telefon mi padł, ale dalej z padniętego telefonu leci, leci pokolei co tam na Youtubie leci.
I pojawia się Michael Jackson..
Tańczy, śpiewa, my debatujemy...
Debata trochę się przesuwa w dziwne strony... na tematy rzekomych upodobań Jacksona do młodocianych. Wypowiadam się w temacie.. nagle Ewcia pyta
- a to że co on był Świętym Mikołajem?
- tak, bo on lubił dzieci - odpowiadam szybko jeszcze nie bardzo wiedząc o czym my już własciwie mówimy.
Po czym zza pleców odzywa się Staś
- a ja jak miałam jakieś 8 lat to Michael Jackon był moim wielkim fanem.
- jak ty , że co, może ty byłeś? - pytamy obie rechocząc już po całości
- tak, on był moi fanem, bo wysłałem mu swoje zdjęcie

Rechot kontynuuje się przez dłuższy czas na przemian z tekstem ''to on był świętym mikołajem, tak bo lubił dzieci''

I niech już tak zostanie..

19 lutego 2017

Przepraszam panią kasjerkę.... a właśnie, że już nie!

Szanowni uprzejmiaści czytelnicy,

Z wielką radością chiałam poinformować, że oddaliłam się z roli ekspedientki/supervisorki w celu podążania za marzeniem, by tam więcej nie pracować.
Spełniłam to marzenie w dniu dzisiejszym gdzie moja natychmiastowa (choć nie tak natychmiastowa, bo od kilku miesięcy zamierzona) rezygnacja została przyjęta i zaakceptowana.
Uprzejmie nie dziękuję za ostatnie 2 lata.

Z poważaniem - była kasjerka oraz supervizor w jednej osobie, ja.

Cieszymy się i klaszczemy w rączki...

Jestem oficjalnie bezrobotna

9 lutego 2017

Przepraszam Panią, a kto obrócił kota futerkiem do wewnątrz?

Dzwoni Ewcia.. opowiada
Takie tam zawiłości biznesowe...
Nagle w opowiadaniu pada hasło... jej drugiej połówki
Płaczę,ze śmiechu

''Jesteś mistrzem obracania kota futerkiem do wewnątrz''

Bezcenne

Powstał od razu baner :)