23 sierpnia 2010

bla, bla...


23 08 2010

Siedze przy komputrze... obok pusty kubek po kawie i pusty talerzyk z widocznymi na nim ciemnymi okruszkami.
Klikam sobie, to tu, to tam.
Jeszcze ciągle przeżuwam ostatni kawałek.
Z hukiem wpada mój duet do domu, wrócili z parku, po zaledwie 15 minutach
''może znowu pada?'' zamyśliłam sie..
-co tu tak pachnie?
-mmm? - mamrocze z pełnymi ustami
-co jesz?co masz?po czym te okruszki? co tak ładnie pachnie? otwórz buzie?! miałaś być na diecie!? pachnie ładnie! pewnie coś dobrego?! sama zjadłas? nie podzieliłas się? jest jeszcze w kuchni cokolwiek masz? wystarczy dla mnie? dobre jest,dobre, na pewno dobre!? gadaj - jak na spowiedzi!

łyknęłam....
-wiesz,że nie wierzę w spowiedź- odpowiadam jeszcze oblizując ze smakiem usta.
po czym słyszę Nieletnią:
-co jadłaś? pachnie ładnie, ciastko jakieś! yey! moge troche?gdzie jest? zostało coś w kuchni? czemu jadłas bez nas? a nie jesteś na diecie?mamo?
''są tacy sami'' myślę sobie, po czym spokojnie odpowiadam:
- ciastko jest w kuchni, to piernik dietetyczny, pieczony z otrebów, jesli macie ochote, częstujcie się.

Po chwili Zaobrączkowany wrócił z okruszkami na koszulce mówiąc:
- świat zwariował, dietetyczne ciastka...ale dobre było, może jakby dżemem posmarowac i czekolada polać... słodzik czuć....
-kochanie, przerywam jego rozmyślania, jeśli to bym uczyniła, nie było by to dietetyczne ciastko a jak ci słodzik przeszkadza to nie jedz... i tego słodzika nie czuć, bo to ten dobry , co go można piec!
-no nie,nic nie móię... ale po co komu dietetyczne ciastka? a tobie już na pewno nie potrzebne, piękna jestes i seksi laska, mówię ci! jak na spowiedzi!

oszust, jak nic... przeciez on w spowiedź nie wierzy...

21 sierpnia 2010

Odchudzanie - analiza


nic nie rozumiem...
Pełna zadumy usiadłam nad kubkiem zimnej kawy inki i analizuję swoje postępowanie.




oto analiza: 

JEDZENIE: no jem jak przystało. Mówią ,że na diecie powinno się jeść często, na małym talerzyku.To jem często, czasem muszę dwa razy na ten mały talerzyk nałożyć, bo jak raz nałożę, to mi się nie mieści, jedzenie spada, a ja nie lubię, jak się jedzenie marnuje.

Kolacji ponoć nie powinno się spożywać na conajmniej 3 godziny przed spaniem, to nie spożywam i ostatni posiłek, jak nalezy, mam o 21:00.

PŁYNÓW też trzeba w odpowiednich ilościach, tak też czynię. Najchętniej piję piwo, ale to nie często, bo brzuch od piwa rośnie (gdzieś tak wyczytałam) - zastępuję to winem, jakieś takie lżejsze.
Mówią, że SEN odchudza, więc śpię ile mogę. Dziecko ma wakacje, to i czasem do 10 rano pośpię, żeby organizm się dobrze tam zregenerował , no i jak sen odchudza, to czemu sobie tak cudownego środka odchudzającego żałować?
Każą ćwiczyć, bo bez tego ponoć lipa! ĆWICZĘ. jak przemyślałam ile tych ćwiczeń dziennie wykonuję, to dopiero zdałam sobie sprawę jak ja spalam dużo kalorii, dlatego dziwi mnie fakt, że moje ciało się jakby rozszerza? a może to masa mięśniowa rośnie?
Mój dzienny zestaw ćwiczeń mniej więcej jest taki:

Zaczyna się rano. Jakoże śpię długo,to dzień zazwyczaj rozpoczynam sprintem do kibelka na poranne siusiu. Potem przez kolejne dwie-trzy minuty intensywnie ćwiczę prawą rękę , inaczej mówiąc myję zęby. Następnie dźwiganie czajnika,machanie talerzami, czasem nawet oburęczne ćwiczenia nadgarstków podczas porannego mycia naczyć, ale staram się jednak nie przesilać za bardzo, bo co za dużo to nie zdrowo, dlatego używam do tego celu zazwyczaj zmywarki.
Po kawusi i śniadanku rozpoczynam lekkie latanie ze ścierą, lekkie odkurzanie tu i ówdzie, jakieś może mopowanie ? ale tylko w razie potrzeby....
w południe, lub wczesnym popołudniem ćwiczę bardziej nogi. zbiegam z drugiego piętra po schodach , korytarzem do garażu, wsiadam do auta.
ćwiczenie mięśni nóg podczas prowadzenia nastepuje przez około godzinę, w zależności od korków i odległości do sklepu , który wybrałam. Również, podczas wykonywania tych czynności, moja lewa ręka ma szansę na rozwój mięśni- jakby nie było, w tym kraju lewą rączką zmianiamy biegi, a że mam samochód z manualną skrzynią, a nie automat, to i wysiłek dla organizmu większy. Powyższe ćwiczenia wykonuję około 5 razy w tygodniu ze względów prostych- siatek dźwigać nie chcę (boję się ,że mi się za bardzo taknka mięśniowa rozrośnie na bicepsach, albo cuś ), więc codziennie malutkie zakupy, dwie siateczki i powracam do domu, gdzie spokojenie, na relaksie , wchodzę- całkowicie bez zadyszki - na drugie piętro , ha! taka jestem już wysportowana.
Resztę popołudnia spędzam na : gotowaniu, co zajmuje mi zazwyczaj około godziny. Kuchnię mam niewielką, ale co ja się w niej kilometrów narobię, co tam moje ręce poćwiczą: sięganie tu, sięganie tam; a i schylić się do szafki czasem trzeba, i poszperać w półkach... uuuu! po takich ćwiczeniach zazwyczaj jestem już całkowicie wyczerpana, zasiadam więc przed komputerem... i tu miast odpocząć -kolejne ćwiczenia! przede wszystkim rozpoczynam intensywne buszowanie w internecie z użyciem obu rąk. podczas wykonywania tej czynności, dość często (zupełanie już nieświadomie, tak mi w krew weszło to gimnastykowanie) kręce się na krześle, troszkę w lewo, troszkę w prawo- całe ciało pracuje!!! proszę, prosze jak bardzo jestem zaangażowana w rzeźbienie sylwetki!
zdarza się również, że są dni tak zwanego- nadprogramowego żelazkowania- podczas tych ćwiczeń( najbardziej ich nie lubię) pracuję rękami i nogami... a żelazko robi puch,psych, ssssyyy... takie jakieś dziwne mam.

Po całym dniu ćwiczeń i diety, ledwo jestem w stanie zawlec się do łazienki , by wziąć prysznic. Świadomość,że muszę np: podnieść ręce do góry , by umyć włosy - jest całkowicie przerażająca, ale codziennie zdobywam się na ten wysiłek i jeszcze przed snem macham rękami.

Kładę się do łóżka i jestem taaaaaka zmęczona ,że nie mogę zasnąć, a bardzo chcę, bo przecież jak się śpi , to się chudnie, a wszyscy wiedzą,że chcę schudnąć! 

w każdym razie tak sobie siedzę i się zastanawiam, i nic nie rozumiem...
gdzie tu lezy błąd? przeciez wszystko robię zgodnie z przykazaniami: spać, pić, jeść, ćwiczyć...
nic... no dalej chyba będę robić swoje i zobaczymy, może waga ruszy?