12 lipca 2015

Jestem kasjerką - a pan myśli, że mi gorzej...

Jestem kasjerką w supermarkecie. Prawie każdego dnia zdarzają się ciekawe , czasem śmieszne, czasem mniej zabawne historie.
Czasami traktuję to wszystko z przymrużeniem oka, czasem mam ochotę strzelić facepalm, złapać się za głowę, zapytać ''kurwa, really?'', czasem mam ochotę wstać i wyjść, a czasem zwyczajnie mam ochotę zacząć się śmiać...

Czasem mnie irytuje brak zrozumienia przez klienta, że są rzeczy których się nie da zrobić, przyspieszyć, ominąć, że niemożliwe jest niemożliwe a cudów nie sprzedaję. Nie dociera, że jest sklepowa polisa i ja jej przestrzegać muszę, bo mnie z pracy wywala, że są zasady i dla mnie i dla klienta i tymi wytycznymi się kieruję...

Czasem trzeba klientowi przypomnieć, żeby przestał mylić ''usługę'' z ''usługującym''..
bo niestety wielu ludzi wciąż nie rozumie, że ja na kasie nie jestem po to, by na te kilka minut zostać ich prywatną służącą, która zeskanuje, zapakuje i pocałuje w dupę na dowidzenia, lecz jestem tam po to,by wykonać pewną usługę - zeskanować towar, pobrać opłatę za towar, uśmiechnąć się kilka razy uprzejmiaście, zapytać czy wsio ok, wydać resztę, podać rachuneczek i miłego dnia, zapraszamy ponownie...
Nie jestem po to by państwo se koszyczek na taśmę postawili a ja mam go wykładac,
ani po to, że państwo mi siateczki rzucą i ja mam zapakować co se nakupili, a państwo zajęte akurat na telefonie - pewnie papież dzwoni nie mają wolnych rynców, żeby ryncami wkładać do siatki co se kupili;
ani po to, żeby państwo mi mówiło, że ceny w sklepie są za wysokie, bo chyba państwo wiedzą, że ja cen nie ustalam,
ani po to, żeby państwo do mnie mówiło, że ''o... to pudełko jest pogięte, może pani mi pójdzie wymieni''..bo pani nie pójdzie, bo pani musi zostać przy kasie, pudełko się pogięło, bo na nie worek kartofli się rzuciło.
Nie jestem złośliwa... nie jestem niemiła... nie jestem chamska...
po prostu jestem kasjerką a nie waszym prywatnym workiem do wyżywania własnych frustracji.

a teraz do sedna sprawy...

Drogie Państwo (przez ''państwo'' zwracam się do wszystkich, którzy myślą podobnie jak osobnik z historii poniżej)

Obsługiwałam niedawno panią, która była lekko nie w sosie, świat jej akurat tego dnia nie odpowiadał, ja na tym świecie też nie byłam godna jej standardów... wszystko było źle, nawet to, że nie straciłam cierpliwości i z uśmiechem dalej do niej... bo w końcu czuła, że się z niej śmieję..
jak już sobie poszła, klient, który stał za nią nagle zaczął na moje ręce składać prawieże kondolencje z powodu mojego biednego losu...
na początku brzmiało ok, że niesprawiedliwa pani była, że niegrzeczna..
- zdarza się, ale nieważne, jak tam tobie mija dzień, wszystko dobrze? - pytam, bo staram się ominąć temat, bo po pierwsze nieładnie psioczyć na klienta, po drugie, może miała okres, po trzecie i najważniejsze - wisi mi to, jutro nawet jej nie będę pamiętać...

ale facet się nie poddaje.. zaczyna mi tu wywodzić, jaki ja to mam ciężki los, jak ja się tu męczyć muszę, że pewnie mi mało płacą a tu taka męcząca robota, że niewdzięczna, że ludzie niedobrzy, że generalnie - jak ja to mam strasznie w ogóle tak, generalnie gorzej być nie może...

I mam ochotę wtedy powiedzieć - weź pan zamknij japę, bo co pan o mnie wiesz?
Patrzy taki na mnie z politowaniem, dziwnym wrażeniem odbieram to, że jego współczucie względem mojej osoby wynika z jego wyższości.. że jemu się zdaje, że ma lepiej, ja gorzej.. że mnie na więcej nie stać, że o biedna, niedouczona ja, ba na dodatek obcokrajowiec, przyjechała bidula i na kasie siedzi... bo co ona może więcej - tylko się z tymi ludźmi tak męczyć...

a może ja lubię? może lubię siedzieć na tej kasie, pikać -pik, pik... uśmiechać się, gadać ze staruszką o trzech sztukach kiwi które se kupiła, albo uśmiechnąć się przyjaźnie do kobitki, która przyszła z wnukiem i nie omieszkała się pochwalić jaki on dobry jest i jej pomaga, albo jednym zdaniem tak pół żartem wesprzeć młodą mamę, która przyszła z maluchem na zakupy a dzidziuś zdecydował, że zacznie się drzeć na cały sklep właśnie teraz i nieustannie, a ona biedna zawstydzona, przepraszająco... klienci sapią w kolejce, a ja uśmiecham się, spokojnie, pomagam spakować i nie pozwalam się stresować a tym co przewracja oczami przypominam, że ich mamusie kiedyś też tak stały z wózkami w sklepie a oni się darli na całe gardło i pewnie ich mama dzisiaj nie jedną historię o tym by mogła opowiedzieć...
Może mi nie przeszkadza, że raz na jakiś czas się trafi maruda, czy jędza... że może ja lubię sobie tak z różnymi ludźmi na codzień? Bo nie z każdym ale z wieloma klientami da się pogadać, pożartować, coś ciekawego dowiedzieć, jakąś śmieszną historię usłyszeć...

Czy ci człowieku przyszło do głowy, że ja siedzę za tą kasą bo lubię, a nie za karę???

Przecież mam prawo do tego, żeby lubić to co robię, nawet jeśli w twojej opini moja praca ma niski status społeczny i jawi się jako beznadziejnie, nudne i najgorsze co moze być , i w ogóle ''kasjerką być to wstyd''
Może ja się nie wstydzę, a wręcz przeciwnie, całkiem dumnie nosze swój uniform?

Może nie jestem stworzona by zaliczać kolejne fakultety i budować statki kosmiczne?  Mamy prawo nie mieć ekscentrycznej, oryginalnej pasji, marzeń o milionowej willi i samochodzie Jamesa Bonda...
Może mi wystarcza moja pensja by godnie żyć i czuć się szczęśliwą, by dzieli czas między dom, prace, przyjaciół i daje mi to więcej spełnienia niż bycie dyrektorem wielkiej korporacji... może ja zwyczajnie nie mam ambicji na więcej bo dla mnie to jest wystarczające i  czuję , że się spełniam...

Trudno uwierzyć ? Trudno...
Bo to takie zacofanie i taki stereotyp, że sprzątaczka, ze kasjerka, że to taki niski element społecznościowy nie godny by między jaśnie państwem być... to takie gorsze i tylko dla tych co się nie uczyli, lubo głupia bida tylko tak robi...

Ale państwo nie wie, że pan którego mijam co piątek, koło windy gdy kończę pracę, bo on akurat zamiata tam w tym samym czasie, wykonuje swój zawód z taką pasją, z takim uśmiechem i tryska taką pozytywną energią, że mam wrażenie, że jestem świadkiem jakiegoś niezwykłego wydarzenia.. jakby te śmieci za chwilę miały się w złoto zamienić i to go tak cieszy..
a on idzie, gwiżdże sobie, podśpiewuje, zamiata, uśmiecha się i mówi ''miłego wieczoru, widzimy się za tydzień'' ... i tak po kilku tygodniach spotykania się przy windzie, teraz co piątek zamieniamy kilka zdań ... i na dzień dzisiejszy już wiem, że  podejścia do życia i zadowolenia, energii, ciepła i radości mógłby mu pozazdrościć niejeden zblazowany i zapatrzony w swoją ''zacną pozycję'' menedżer z wielką, iście jak jego frustracja, pensją.


Miło by było, gdybyście drogie państwo przestali patrzeć na mnie z góry, ze współczuciem. Jak siedzę na tej dla was takiej upokarzającej kasie, to zamiast gadania o tym jak to mi niby źle, poczęstujcie mnie zwykłym uśmiechem i ''dzień dobry''.... spakujcie swoje zakupy i życzcie mi miłego dnia , jak i ja wam życzę, nie częstujcie mnie waszymi pełnymi uprzedzeń słowami ''jaką masz ciężką i słabą pracę''

Bo naprawdę... gdyby mi było tak źle, to by mnie tu nie było...
Wbrew temu co wam się wydaje, jestem tu bo lubie...
Nie każda kasjerka robi to co robi, bo nie stać ja na nic innego...

koniec kropka...


Jestem kasjerką w supermarkecie i lubię to.
pik, pik, pik, pik...