14 stycznia 2010

Pierwszy raz na łyżwach.......


fajnie było
kurde, ale ja nie umiem jeździć
ale szukając pozytywów- nie umiem jeździć zawodowo, normalnie profesjonalizm w braku zdolności!!

paniusie chudziusie jakies akrobacje na łyżwach, piruety, na jednej nóżce, slalomiki te sprawy ... a ja?
no, ja -kółka, bo same mi łżywy jakoś tak i to był jedyny sposób na zatrzymanie się, innego jeszcze nie opanowałam...
do tego intensywność machaniowo- rękową-wyczynową dołaczyłam, jakie wiatraki kręciłam, to sie te laski mogły schowac przy moim balansowaniu na lodzie....dosłownie- bo w poblizu mnie było niebezpiecznie, można było w zęby dostac...
i w ogóle to medal dostać powinnam, bo moja dupcia cała jest, nie zaliczyłam żadnej wywrotki i nawet parę razy udało mi się kawałek przejechac bez wygibańców ratujących mnie od upadku....

niestety tyle szczęścia nie miała moja nieletnia....
parę razy lekki upadeczek, po którym szybko sie podnosiła i próbowała dalej....
no i raz jak chciała bez trzymania się pojechać kawałek zaliczyła niezły bęc...
biedactwo popłakało się, bo sobie nieźle dupsko utłukło....
kość ogonową chyba sobie uszkodziła, bo ciagle narzeka,że ją boli....
jak jeszcze jutro będzie bolało, to chyba z nią do lekarza pójdę, bo nie wiem, naprawdę porządnie rąbnęła....
troche to śmiesznie wyglądało, jak na filmach- kreskówkach: jedzie, jedzie i nagle fru nogi w górę... ale już wcale mnie nie śmieszyło jak zaczeła płakac. Wcześniejsze upadki, to były takie przytrzymane, zanim zdążyła lód zaliczyć porządnie, to trochę ja podtrzymałam i było ok, a wtedy nie zdążyłam i ŁUP!... biedactwo to moje dzieciątko...

ale wcale się nie zniechęciła...
jedynie co to obie narzekałyśmu na łyżwy..niewygodne , i jakies takie byle jakie...

ale i tak fajnie było...

chcę jeszcze :)

Brak komentarzy: