22 sierpnia 2009

Niedbałość myśli


W związku z panującą wewnątrz mnie frustracją postanowiłam otworzyć swoje zapiski wątkowe, by móc oddać tę część siebie , która mnie gnębi. Nietety, moja wylewność skończyła się na zdaniu – niedbałość myśli i nastąpiła pustka emocjonalna i twórcza.

Następnie wytępuje cisza, a po ciszy przychodzi kręcenie się w kółko na fotelu, fotel lekko piszczy i trzeszczy więc ciszę przerywa.

Wydęłam wargi niczym rozkapryszona dziewczynka, i dumam nad sensem klikanych słów. Sensu nie widzę...

Gapię się w zawieszony nad biurkiem obraz i grymaszę, za blisko mych oczu wisi i denerwują mnie jego niedociągnięcia... musze popracować nad techniką, bo coś kiepsko mi ostanio to malowanie wychodzi...

piję colę i złoszczę się,że puszka prawie pusta, pić mi sie chce, ale wstawac nie... a do kuchni trzeba przejśc przez cały korytarz i salon jeszcze... za daleko...
wrzeszczę zatem do oglądającego telewizję w salonie( przeciez bliżej jest kuchni niż ja) co by mi tej coli przyniosło... może jak się napiję to mi bąbelki mózg ożywią, bo cos jakoś mi nie idzie myślowo...

losie, jak to dobrze nie być samotnym, przyniosło mi moje szczęście colę, podziękowałam , otworzyłam, napiłam się, kręce się na fotelu...



zważyłam sie dziś rano, nic nowego - co ranek sie waże, po co? nie mam pojęcia, chyba żeby uwidocznić własą porażkę... aczkolwiek dzisiaj miła niespodzianka...
no i rozmowa z NIM
- ważysz się?
- no (odpowiadam dość inteligentnie na inteligentne pytanie)
- i?
-e, wiesz , różnie, waga mi skacze
- to może ją przyklej
- no
i wyszłam, i poszłam , i namalowałam ten obraz co teraz wisi nad biurkiem i mnie denerwuje.. ładny jest, ale nie tak ładny jak bym chciała.. i mnie wkurza,że wisi taki bezczelny w swej niedoskonałości... ale pasuje do wnętrza tego pokoju, bo tu wszędzie niedoskonałość....

Wczoraj było matki boskiej pieniężnej. Wypłata- radonsa chwila, człowiek wie za co sobie nerwy zżera...
zatankowałam samochód, wypełniłam lodówke i odłożyłam resztę w kopertę... składam na nowe meble do salonu...
męża mam opornego na nowosci, albo raczej na wydawanie pieniedzy jak nie ma takiej porzeby
"przecież, kochanie, mamy meble w salonie!"
 "no mamy ale nie takie jak bym chciała"
''ale przecież to ty je kupowałaś"
''oj tam, kupowałam, nie kupowałam, co za różnica, brzydkie są i już'' )

No to mi się marzą te nowe meble, ale w tym momencie nam sie marzenia rozmijają, a jemu raczej przychodzi chęc na podanie mi młotka ,żebym sobie wybiła z głowy jakiekolwiek meble do jakiejkolwiek cześci naszego mieszkania.
Ale ,że mój mąż seks lubi to się w końcu zgodził...
No i stoją mebelki, i czekaja skręcenia ich do kupy...
No i powinnam się cieszyć , prawda?
ale jednak nie..
bo panuje we mnie ogóle oburzenie! bo ja chciałam jeszcze sobie stół barowy kupić.. i był ... taki jak trzeba... i owszem, cena przystępna... ale krzeseł nie było.. no to szukam, jakie by tam pasowały, i patrzą SĄ... idelne, lecę, biegnę, oglądam, mlaskam, klaskam, uśmiecham się ,przymierzam, siadam, wstaję... i patrzę na cenę i mnie trafia szlag....
krzesło kosztuje prawie tyle samo co stół... a przecież mi trzeba tych krzeseł sztuk 4... posyłam błagalne spojrzenie na ślubnego, ale jedyne co widze to jego plecy... on już widział cene i oddala się, by zachować bezpieczny dystans między mną, krzesłem, moim błaganiem, a możliwościami portfela... no i wiem,ze nie ma szans na te krzesła... a żadne inne mi sie juz nie podobają, no bo tak jest,że jak mi coś wpadnie w oko , to trudno potem jakis zastępczy prosukt znaleźć....
posmęciałm się jeszcze chwilę po sklepie i pełna frustracji opuściłam buynek...
optymisztycznie nastroiły mnie meble zakupione, zdruzgotały niezakupione... no i jakby tego było mało, kupiłam sobie komplet kieliszków koktajlowych ( w końcu trafiłam takie jak chciałam).. no i kuźwa po drodze do domu, spadły z siedzenia i się jeden zbił... ech...
szkoda gadać....

no i co by tu jeszcze....
ni wiom...
narazie tyle


Brak komentarzy: