27 maja 2024

Przepraszam panią, ja tu jestem

Czy znacie ludzi co mają czasoprzestrzeń, dla których pojęcie czasu jest pojęciem względnym, czas istnieje ale nie do końca ogarniają, bo właściwie to czym jest czas i jak niektóre jednostki czasu określić? Bo kto właściwie określił ile to jest ZARAZ, ile to jest PÓŹNIEJ, ile to jest za CHWILĘ czy za MOMENT

Dla mnie czas jest wyznacznikiem minutowym - znaczy się będę o 16stej to jestem o 16stej. 21 maja to 21 maja, popołudnie to popołudnie ale jak już się ze mną umówisz na popołudnie to musisz na konkretną godzinę, bo inaczej mi mózg nie ogarnie. 

Poznałam FACETA. Jednostka czasowa to zaraz, wkrótce, niedługo, pomiędzy, później, potem, za trochę, za mninute która trwać może 10 minut, za sekundę która mija w sekundę i 10 minut póżniej nadal nic się nie dzieje, kiedyś, za jakiś czas, w dzień, wieczorem,(rano nie istnieje bo on śpi do południa) 

Czas JUŻ i TERAZ nie mają bytu, bo nawet jak powiem, że już idziemy to i tak wiadomo że mu ze dwie godziny zejdzie zanim się wymamroli. Czy kocham go za to mniej? nie, ale ile osoba taka jak ja, która lubi bardziej konkretne jednostki czasowe się przez to nawkurza, ocho ho i jeszcze trochę... 

-Kochanie idziemy do sklepu.

-kiedy? 

-teraz... 

-ok.... 

supermarket zaraz zamykają a on jeszcze papierosa, jeszcze coś se pogada, jeszcze coś tam sprawdzi, w szafie pogrzebie, do kibla pójdzie... Godzinę później sklep zamknęli, on jeszcze spodni nie założył bo przysiadł i go internet wciągnął niespodziewanie, ja z fochem a on że w lokalnym i tak można kupić to po co nam supermarket. Pełen relax czemu się babo wkurzasz... 

Zlitujcie się nade mną bogowie czasu... 

Ale muszę przyznać że gdyby nie Ewa, to chyba bym nie dała rady wcale ogarnąć tej czasoprzestrzeni. Otóż Ewa też ma taką czasoprzestrzeń...i już się z nią oswoiłam zanim poznałam FACETA. Wszak Ewa nigdy się nie spóźnia co nie można powiedzieć o Facecie... ale o tym za chwilę.

Jako że ja jestem tu a Ewa tam, to łączą nas linie lotnicze. Dzwoni Ewa, że by przyleciałą w odwiedziny. Dobra to ci nowina, radosnym kwiknięciem pytam - KIEDY?  odpisuje i tu cytat -
29 paździrnika ci pasuje? 

Pasuje

Po czym w rozmowie pytam czy z dzień wcześniej nie mogłaby przylecieć bo byśmy trochę więcej czasu miały razem, na co Ewcia, że nie, bo w pracy na zastępstwo nie ma nikogo i dopiero 29tego.. 

OK.

Trzy dni później dostaję SMS potwierdzającego - bilety kupione i treść taka - Jestem w Londynie na Heathrow o godzinie 7.55 twojego czasu a wylatuje od Ciebie 1 listopada ze Stansted o 8.25 rano. 

Bosko. 

W pracy załatwiłam by mnie na sobotę nie wstawiali i smsem natychmiastowo informuję koleżankę treścią taką-  Sobota 29tego mam wolną, ale jeszcze poniedziałek 1szego pod znakiem zapytania. 

Mija trochę czasu. Odliczamy dni. Ja w między czasie na wczasach w Turcji. Wszystko obliczone bo elegancko z Turcji wracam w środę, Ewa przylatuje w sobotę. Jest ok. 

Tydzień przed przylotem potwierdzam koleżance i wiadomość pisze taką- Czy na pewno jesteś koło 8smej mojego czasu, upewniam się tylko bo twoja percepcja czasu jest inna niż większości 

Na co odpowiedź padła - piszą że na Heathrow będę o 7.55

Spokojna, zapewniona czekam przylotu.

Jest 28 paździenika, piątek.... 8.40 rano. Jadę do pracy, już właściwie wjeżdzam na parking... Jadę, śpiewam sobie, zadowolona, bo miałam pracować na popopłudnie z domu ale mnie trzeba było w banku na miejscu, to mi zmienili i mi pasowało tak wlasnie. Jadę i sobie obmyślam plan akcji na dziś, że pojadę na zakupy, dom ogarne bo jutro będzie Ewa... lalalalalala

Dzwoni telefon. Ewa dzwoni. Godzina poranna, myślę.. coś się stało? Odbieram

- Cześć Ewuniu, co tam?

- O Edzia, Edziu ty mi powiedz gdzie ja mam iść bo ja już wyszłam tu na zewnątrz.

Nastała wiekopomna cisza, kulki mi się zaczęły zderzać... Myśli jakieś, koncentracja za kierownicą się rozproszyła na chwilę...

- A gdzie ty Ewa jesteś - pytam zdziwionym zaskoczeniem

- No ja jestem tu, już wyszłam, gdzie mam iść, gdzie ty czekasz?

Ewa takim pewnikiem do mnie i sobie myśle, ale sobie żarty stroi. Wie że jej poczucie czasu jest inne, to se robi jaja na pewno.... ale nagle słyszę takie jakby niepewne....

- Edzia...

Przerywam myślenie i zadaję pytanie kontrolujące i juz zaczynam sie w duchu śmiać bo jej powaga daje mi do zrozumienia ze właściwe już wiem jaka będzie odpowiedź

- Ewa, ty jesteś już w Londynie  na Heathrow? 

- Taaaaak? - odpowiada jakby pytająco

- Tu w Londynie jesteś, na Heathrow, na lotnisku, dzisiaj? - dopytuje z lekkim niedowierzaniem, w duchu juz sie śmiejąc ale jeszcze jakby walczę - generalnie próbuję proces myślowy ogarnąc i chyba daje czas kulkom by się mogły zderzyć 

- Noooo

- Ale dzisiaj jest piątek, 28?? Ty miałaś być jutro? Ja jadę do pracy, jestem w pracy, tam gdzie ty to mnie nie ma

- Aaaaaaaacha.... odpowiada Ewa achnięciem któro mówi właściwie wszystko... - to ja tu poczekam aż skończysz pracę - rzekła jakby z lekkim poddaniem sie sytuacji, zwątpienie typu - znowu coś narozrabiałam

Przynajmniej się nie spóźniła, a że przyleciała dzień wcześniej - a co, miła niespodzianka... Generalnie się dostosowała do mojej pierwszej prośby - czy by nie mogła dzień wczaśniej, jak widać - mogła :)
Wszak zajęło nam trochę znalezienie transportu, bo się z pracy nie mogłam wyrwać i trochę się Ewa sama na siebie zdenerowała, ale ile potem się usiałyśmy z tej rozmowy - Edzia gdzie jesteś bo ja jestm tu....

ach  to nasze.... 

Generalnie żadna z nas nie zapytała ani nie potwierdziła że przylot jest 28 a nie 29 ale za to wiedziałyśmy ze wylatuje 1 listopada 😂


Dzisiaj wspominałyśmy tą historię i po raz kolejny wywołała u nas śmiech aż do łez... Ale jakie my obie byłyśmy zdziwione wtedy. Te momenty ciszy w telefonie gdy obie próbowałyśmy ogarnąć powagę sytuacji jednocześnie obie mając polewkę z tego co się wydarza. Moje zwątpienie, ze moze ona jednak żartuje i jej bezradne "acha" gdy sie zorientowała ze ja na nią nie czekam bo dziś nie ten dzień... 

A jeszcze jej mąż jej mówił dzień wcześniej  - zadzwoń do Edzi czy ona na pewno z Turcji wróciła i czy będzie czekać, a Ewcia pewnikiem ze przecież ja wiem i będę 

Więc ludziska - ile znacie osób co mają czasoprzestrzeń? bo ja już znam dwie a co najgorsze zaczyna mi się udzielać. Ale to moze o tym innym razem 

9 października 2020

Przepraszam Panią Rzwódkę, czy idzie pani na randkę w ciemno?

 Szanowni Panie, Panowie, Państwo i Chamstwo też

Witam Was serdecznie na blogu po obecności niewielkiej, jakieś niecałe dwa lata tylko, a czymże jest 2 lata podłóg całej wieczności i czy w ogóle czas istnieje? Czymże jest czas szanowni czytelnicy tego posta...

Chciałabym Wam oznajmić z nutką radości, nostali i rozgoryczenia jak i niezmiernego ulżenia na duszy, żem siem rozwiedła... At i tak to bywa, się panną z odzysku zrobiłam na lata stare.. 

Jakby na to nie patrzeć, to za miesięcy jakieś dwa będę mieć lat 40 a największy wyczyn jaki popełniłam do tej pory to dziecko i rozwód...

Dziecko wszakże już dorosłe, wiec to poczynienie było dawno temu, rozwodzenie się w miarę nowe, ale co za tym idzie... szanowni państwo i nie państwo... Randeczki. 

Za mną kilka randek już... i nadal zdecydowanie wolę być singlem... Oto co się zadziało...

Słuchajcie słuchajcie

Tinder odpalony i pełna entuzjazmu i radości przewijam palcem by na ekranie ujrzeć księcia z bajki co mnie z tej niewoli zabierze i żyć (no już nie za długo ale jeszcze tam trochę) szczęśliwie będę...

Pełna entuzjazmu najlepsze ujęcia mojej twarzy wlepiłam (= zdjęcia, gdzie skutecznie ukrywam trzeci podbródek, bo drugiego się już kurwa nie da schować) i z optymizmem i nadzieją szukam szczęścia w miłości...

nie, nie, nie, nie... kurwów mać czyżby same zdesperowane tragednie na Tinderze? Ale czekaj, czekaj.. po jakimś 32999999 pzesunieciu palcem na nie (dla niewtajemnicznoych Tinder to portal randkowy, jak się ktoś ci podoba, przesuwasz w lewo, jak brzydal palcem w prawo, jak się sobie nawzajem przesuniecie na tak, to można zacząć rozgaworę)

No i jest... uśmiech ładny, zęby proste, oczy prosto, czupryna na głowie bujna, mówi, że wysoki, nie żonaty, nie dzieciaty, własny dom, auto, praca.. czytam, patrze, ideał, bedzie ślub... ja na tak, on na tak, dopasowali się.. jest rozmowa, umawiamy się na randkę... o jezusie 

Z okazji randki kupiłam nową szminkę, a niech tam mi usta płoną czerwienia, heloł darling... 

Odziana, odmalowana, włosy świeżo wytapirowane, paznokcie zrobione, dupa umyta.. (nie to że dupe myję tylko na randki, ale na radnkę umyję i ogolę, żeby nie było, że mi się kłak pod gumkę w gaciach zawinął  i ciągnie niesymaptycznie) 

Wchodzę do pubu szukajac mojego Tinderowego przyszłego męża w tłumie brzydali... ale nie widzę... nosz kurwa... nie przyszedł? spóźniony? a pisze że jest... 

Stoję z tym telefonem, duszno mi.. Podchodzi jakiś typ wzrostu mi pod pachę, łysy, jakiś nieogarnięty i się na mnie gapi... uśmiecham się niepewnie, bo z wariatami nigdy nie wiadomo, lepiej bez agresji... może kurwa psychopata i mnie w drzwiach nożem zadźga, filmy różne oglądałam, nic mnie juz nie zdziwi...

- Hello - -się do mnie odzywa to coś co przede mną stanęło

Ignoruję, bo z wariatami lepiej nie zaczynać

- Hello - powtarza się, gapi się, tuptam niepewnie z nóżki na nóżkę, gdzie jest mój przystojny, wysoki brunet w zielonymi oczami??

- Hello... - no i chuj się nie poddaje koleś...

- Czego kurwa chcesz - pytam już podirytowana 

- Może się czegoś napijemy?

- Nie, dziękuję, czekam na kogoś

- Na mnie

- Pffff - parsknęłam - no raczej nie sądzę, no chyba że jesteś Jonathan, masz 180cm wzrostu, ciemne włosy i jesteś umówiony ze mna

- Hej, to ja Jonathan, mieliśmy się spotkać dzisiaj właśnie

Stoję, zdziwiona...

- Sorry, ale na zdjęciu wygladasz zupełnie inaczej

- Errrrm... bo na zdjeciu jestem z kolegą, i chyba kolegę opisujesz

- a sorry a wzrostu ci raptowie ubyło czy jak?

- a nie to trochę przesadziłem

- trochę?

- no niski jestem i nie chciałem być dyskryminowany

- weź no chłopie butelkę wina bo na trzeźwo to nie dam rady

Poszedł, kupił, przyłazi, polewa, piewszą lampkę jednym łykiem wypiłam, bo inaczej nie da rady...

W sumie jak siedzi - myślę sobie- to od góry nie widać, że stópkami nie sięga ziemi i macha kurwa nimi jak przedszkolak 

No ale może jest fajny... Dam dziecku szanse... Wino kupił.. Edziu małe jest piękne, bedzie dobrze, ok, niski, chudy, łysy, może chociaż ten dom i samochód i praca są prawdziwe, jeśli chłop ma jakoś poukłądane pod sufitem to może się dogadamy, pamiętaj Edziu, do młodości ci nie idzie, trzeba rozsądnie.. niech zagada... może gadkę ma...

- Mogę ci zadać pytanie - przerwa moje myśli Johnatan

- Dawaj 

- Masz majtki? 

Zachłysnęłam się kurwa winem

-  Że co kurwa pytasz?

- Masz majtki? bo ja nie mam i mnie spodnie uwierają we właściwych miejscach...

- Znaczy się w dupie cie uwiera....szkoda że tam w mózgu nic się nie trze...

Wstałam, na stojąco dopiłam wino, wyszłam

Nawet się nie obejrzałam, numer skasowany i zablokowany zanim opuściłam pub...

Ja pierodlę. Zemrę będąc wtórną dziewicą... 

Randka w ciemno ... Ja - 0  obleśny typ - 1



5 stycznia 2019

Przepraszam Panią, ja wysłać chciałem

przychodzi facet do banku...

- przepraszam, ja chciałem wysłać ten czek
- znaczy chciał pan wpłacić na konto?
- nie, wysłać chciałem

to pytam inaczej...
- a na jakie konto chciałby pan wysłać ten czek?
- nie na konto prosze pani, na adres chciałem wysłać, pani patrzy, tu mam list, piszą, że czek mam na ten adres, o tu wysłać i żadnej innej opcji
- na adres, proszę mi pokazać to ja zobaczę może...
- tak proszę pani, tu mam adres, zadzwonilem bo myślałem, że może jakoś inaczej można ale mi kazali wysłać ten czek na ten adres
- no tak, zgadza się, to proszę pana trzeba na pocztę, tu jest bank i my możemy tylko wpłacić komuś ewentualnie.
- ale czek mam z waszego banku
- zgadza się, książeczkę czekową ma pan naszą, bo zapewne jest pan naszym klientem, natomiast my jeszcze nie posiadamy możliwości wysyłania czeków klientów, może w przyszłości
- to co ja mam zrobić?
- proszę ten czek w kopertę, zaadresować i na poczcie wysłać
- a to trzeba będzie zapłacić?
- obawiam się, że za znaczek trzeba
- a ile prosze pani kosztuje polecony?
- nie wiem proszę pana to na poczcie panu powiedzą
- a ma może pani kopertę?
- mam, mogę dać
- i pani mówi, że mi nie może wysłać?
- no niestety nie
- to po co koperty macie?
- żeby sobie można było na przykład wybrane pieniądze z konta w kopetę włożyć, albo jakieś wydruki
- acha... to ja musze z tym czekiem na pocztę?
- tak jest
- i tam mi wyślą?
- tak jest
- mimo że to jest czek z waszego banku to mi na poczcie to mają zrobić?
- tak jest, na poczcie się wysyła listy a tutaj się wpłaca czeki na konto
- nie, ja wpłacić nie chcę, ja wysłać chcę
- to tak jak mówiłam, na pocztę trzeba
- to nie ma sensu... przecież ja listu nie wysyłam tylko czek
- no ja wiem, żadnego sensu nie ma wcale a wcale no i widzi pan no trzeba aż na pocztę...
- dziękuję pani za pomoc
- proszę uprzejmie...
- i pani jest pewna, że to na poczcie
- jak najbardziej
- tylko, zebym nie musiał się wracać, bo jak mi na poczcie powiedzą, że to w banku jednak?
- myślę, że będzie dobrze i się już dzisiaj nie zobaczymy
- to dowidzenia
- miłego dnia

wzrusza człowiek ramionami i się zastanawiam czy ja już rozum straciłam czy też ludzie już kompletnie logiki nie posiadają

31 sierpnia 2018

Przepraszam Pania, a czemu pani ryczy?

Najgorsze są wieczory, człowiek siada sam ze sobą i napędza umysł refleksjami.

Najgorsze są wspomnienia i to przewijanie palcem po ekranie telefonu, to czytanie nieustanne rozmów wszelakich... i na chwilę pojawia się uśmiech gdy w głowie powróci jakiś przyjemny obraz.. a potem staje się torturą, jakimś takim ciosem w klatę, że ci braknie tchu i od razu zaczynasz szklić oczy i tak nie chcesz a ci się wydobywa z piersi jakieś jęknięcie pomieszane ze szlochem i jakies takie zawycie niby psa, niby wilka, niby miarknięcie kota, niby zdychasz ale nie...

kurwa nadal żyjesz, ocierasz gębę bo na gębie jakaś ropacz, jakby ci ulubioną rybkę z akwarium kot zeżarł... smutno ci.. a przecież... przecież bedzie dobrze...

zapal paierosa, wytrzyj zasmarkaną gębę, przestań jęczeć, rybka ci nie zdechła, kot jej nie zeżał, po prostu ktoś w twoim życiu okazał się kompletnym idiotą i po co ta rozpacz? że się nie odzywa? że cisza nastała. pogadaj kurwa z panią na infolinii, może ci tarota postawi, zadzwoń na jakąś infolinię urzędową to se posłuchasz przez godzinę muzyki jak cię na wstrzymanie wrzucą...

Ogarnij się... trzeba się ogarnąć

6 marca 2018

Przepraszam panią, jestem nieszczęśliwy


Dzisiaj tekst natchniony kurestwem, tak tak..  kurestwem pospolitym dotykającym wielu...

Bo tak czasem mnie w piersiach zapiera i tak sobie myślę logiką swoją, że jak to jest na tym świecie, że tyle nieszczęśliwych mężów się tuła...
Przychodzi taki Miś i opowiada, jaka ta żona niedobra, taka jędza straszna, tak go w ogóle nie rozumie, nie szanuje pracusia Misia, nie docenia jego zajebistości, nie zauważa jaki Miś jest wspaniały, taki męski, no generalnie to nawet na Misia uwagi nie zwraca, a Miś by chciał być do serca przytulony, ta niedobra żona taka w ogóle jakaś nijaka jest, bo wiesz, Misio nie lubi spacerować ale miłoby było jakby mu spacer żona zaproponowała, Misio to by chciał żeby jego Krysia to taka kocica w łóżku była i taka pani domu poza łóżkiem i taka przyjaciółka też żeby była, i matka ich dzieciom, Misio by chciał by jego Krysia to tak go pogłaskała i mu powiedziała ze Miś taki cudowny jest...A jeszcze w między czasie to Krysia karierę mogłaby zrobić
ale ta niedobra żona nic, wiesz ona tylko krzyczy, narzeka,  marudzi, wymaga, tylko ciągle jej coś nie tak, tylko wiecznie skrzywiona, tylko jęczy ... no taka ta jego Krysia w ogóle do dupy jest, a miała być taka fajna.

No a Zosia, co ma chrapę na Misia, to mu mówi, że Miś to taki wspaniały i zasługuje na więcej niż Krysia, i że ona to by w życiu a nigdy-przenigdy nie była jak Krysia, bo Zosie to takie nie są. Zosie są generalnie zajebiste i wyrozumiałe... a skądże znowu żeby Zosia marudziła i na Misia narzekała, Zosia jest całkiem inna....


Zosia ma ładną sukienkę i świeżo umalowane paznokcie i u fryzjera była niedawno, a jak Misio przychodzi w odwiedziny, to Zosia ma zawsze gładko ogolone nogi i dupę, za przeproszeniem, też.
No i jak ma Miś na tą Krysię patrzeć jak ona nóg od tygodnia nie obrobiła i bober też jakoś rozczochrany ... niedobra ta Krysia.... a Zosia zawsze ładnie pachnie i ma w domu tak super czysto, a jak Miś przychodzi, to Zosia mu kładzie talerzyk z obiadkiem wedle zachcianki, pod nosem i prawie że karmi Misia, a potem takie dobre bara bara i Zosia tak namiętnie całuje
Generalnie Zosia jest cudowna...

Miś tej swojej Zosi mówi, że ta jego Krysia to ona nic... takie żarcie jakieś takie samo cały czas, jakby jej się nie chciało dla niego nawet ugotować coś co on by tak sobie akurat wymarzył, że bara bara to nie ma wcale z Krysią, bo ja głowa boli a w dodatku Krysia to taka beznamiętna jest, że Krysia to tylko dobra w narzekaniu i jej się nic nie chce, i Miś jest strasznie bardzo szczęśliwy, że ma Zosię, bo ona to cały jego świat teraz, takiej Zosi to normalnie ze świecą szukać, jedyna i najwspanialsza, i tylko Zosia go rozumie i wspiera, i docenia, bo Krysia to nic się nim nie interesuje
no generalnie to on jakby mógł, to by Krysię na Zosię zamienił, tylko problem jest taki że... Krysia to sobie bez niego nie poradzi, no niedobra bidula taka, uwiązała go i on się odpowiedzialny czuje, że jakby co to ona generalnie bez niego się zagubi w świecie, poza tym Krysia to jest zaiste bardzo szalona i jakby się dowiedziała, że Miś to Zosię tak bardzo kocha, to on nie wie.. pewnie w szaleństwie by Krysia na ich wspólnych dzieciach się zemściła, albo jemu by dzieci zabrała i na koniec świata z nimi uciekła i by ich więcej nie zobaczył, a on bardzo dzieci kocha i nie może ryzykować, że szalona Krysia jego siłę napędowa = dzieci mu odbierze, to on tylko dla dzieci z Krysia jest a tak generalnie to bez tych dzieci i bez tej Zosi, to by nie dał rady, jakżesz Miś Zosię kocha to świat takiej miłości jeszcze nie widział... miłość od pierwszego włożenia, pardon wejrzenia... i gdyby nie te dzieci i szalona Krysia, to on by na pewno z Zosia żył długo i szczęśliwie  w domku na prerii i stadkiem ich wspólnych dzieci, on by ojcem Zosi nienarodzonych dzieci bardzo chciał być

Tylko ... khem... Misio nie wie, ze Zosia to nie do końca taka jaka sobie Misiu narysował.
Bo Zosia chętnie raz na tydzień Misiowi obiad ugotuje, ale generalnie to prać jego brudnych skarpet i gaci nie musi. Zosia chętnie bara bara raz na jakiś czas, bo Zosia energii ma dość sporo, w końcu Zosia do dzieci w nocy nie musi wstawać, ani nie myśli o tym, że Misiowi trza koszule do roboty wyprasować, że obiad dla rodziny ugotować, że śniadanie i lunch dla Misia i dzieciaków, żeby lodówka pełna była, że prasowania sterta leży, że w domu tysiąc rzeczy do zrobienia a i jeszcze do pracy trza pójść, Krysia nie ma czasu nóg ogolić, a by chciała, tylko jakoś tak skarpety składała Misiowi i jego szmaty do szafy, i sprzątała w domu i jakoś tak jej się potem odechciało...o fryzjerze Kryśka marzy, ale trzeba było pojechać i pozałatwiać milion rożnych spraw, zakupy zrobić, dzieci do szkoły, dzieci ze szkoły, pranie, sprzątanie, gotowanie, praca, tak w kólko, ciągle jakoś czasu brak. Jakby se paznokcie umalowała, to od tego szurania garów i sprzątani i tak by jej ten lakier odprysnął, a na lepsze jakieś bajery na paznokciach to ..no dzieciom trzeba nowe buty, raczej paznokcie muszą poczekać.  Krysia to i może by coś bara bara, ale jak tak patrzy na minę Misia, a tu taka zniechęcona gęba na nią się gapi, z taką pretensja wymalowaną, to Krysi się odechciewa wszystkiego, w dodatku Misio znowu wrócił późno z pracy i nawet nie mieli czasu sobie porozmawiać, i  to tak od kilku tygodni... Krysia jakoś tak sama się wszystkim zajmuje, tak trochę jej samotnie, bo Misio ciągle nadgodziny i Krysi nerwy już puszczają, ze go nic nie obchodzi tylko ta robota, wiec Krysia wieczorem się w końcu wydrze na Misia, a jak nie ma siły się drzeć, to nic nie mówi, a Misio i tak niezadowolony co by nie zrobiła, więc już jej jakoś tak wszystko jedno...

Misio ma niedobrą żonę ale za to ma wspaniałą kochankę

Misio ma bardzo niedobrą żonę, ale jej nie zostawi, choć czasem Krysia pewnie by wolała żeby już sobie poszedł w cholerę, bo już ma dosyć i jego gęby malowanej pretensjami, jego wiecznej nieobecności i wszystkiego właściwie ma dość.
I tak się czuje jakby sama była, on jest ale jakby go nie było, wiecznie obecnie nieobecny Miś.
Ale Misio myśli że jest wielkim bohaterem, ze akurat tak dzielnie przy Krysi zostaje, takim poświęceniem jest znosić Krysię na codzień, no i pensje przecież przynosi, i w niedzielę miesiąc temu się dziećmi zajął, no nawet z Kryśką tak se coś pogadał, żeby nie było, że on nic, na zakupy pojechali razem. Proszę państwa, noooo medal dla Misia za jego dzielne bycie ojcem i mężem, Kryśka na kolana i Misiowi dobrze zrobić z okazji bycia bohaterem we własnym domu Misio się wykazał... Krysia nie docenia, na kolana nie pada, trzeba będzie Zosię poprosić, bo ona taaaaaaka dobra jest. Generalnie w domu to Miś nieszczęśliwy, to na boku sobie szczęścia szuka, Zosiu przytul pana...

Zosia tuli, do piersi i piersią, Misio taki dobry jest i cudowny, że aż prawie, chyba, może nawet Zosia go kocha..... ale w tej miłości wielkiej to i tak Zosia skarpetek i gaci Misia prać nie che, ani nie ma ochoty by jej się po domu pałętał stale, generalnie to fajny jest tylko ...na krótki dystans.
Ale tak z drugiej strony, to by chciała żeby jednak Misio bardziej jakoś się zdeklarował. No sama nie wie jak ale ogólnie to ma lekko dosyć, że ona to taki drugi plan, bo skoro jest taka zajebista to czemu ona tylko na telefon kiedy Misiowi pasuje? że tak jakby tylko jak mu się zachce to on jest? że czy ona od podnoszenia jego ego jest i go tylko głaskać trza?
Zosia też chciałby być  pogłaskana trochę, no Misia by chciała więcej dla siebie a tu ciągle tylko Krysia i dzieci, i Zosia lekko dostaje nerwa, jak Misio po raz kolejny czasu da niej nie ma, bo on nie może, bo dzieci.
Nie pomaga fakt, że jeszcze trza się ukrywać, i po cichu, i po kątach, no bo jak szalona Kryśka się dowie co Misio w nadgodzinach robi, to przecież świat będzie płonął w ogniu zemsty, gniewu i nienawiści, zniszczenie totalne nastąpi, grom z nieba spadnie i w dupe ze wszystkim Miś będzie trup, no i na co Zosi trup? och Zosiu zrozum Misia!!!

Zosiu, no bo ty nic nie kumasz, wytłumaczę, to jest bardzo proste - Misio miał chwilową niepoczytalność.
Bo Misio jak poszedł na bara bara z Zosią, to widocznie nie pamiętał wtedy że ma dzieci, ani że Krysia jest.. no wiesz, go tak emocjonalność fiutowa napadła gwałtownie, to Misiowi rozum odebrało. Od tej Zosinej dobroci, tego głaskania ego, tych komplementów Misiowi mózg się zlasował, nie wiedział bidul co robi jak się w prześcieradłach z Zośką tarzał. Nie wiedział co czyni, nie zastopował waść w pożądaniu...
A teraz jak Zosia coś tam marudzi, to on se przypomniał, że ojciec dzieciom i rodzinny się zrobił, bohater we własnym domu i o dupę rozbić wszystko.
Jak szedł na bara bara z Zośką, to nie myślał że rodzina, że może krzywda, że to może pierdolnąć i wszystko zniszczyć, dobrze mu było, tylko jak Zośka wymagać coś zaczyna, to pamięć Misiowi wraca...se normalnie teraz przypomniał, z hipnozy wyszedł czy jak, no magia świąt centralnie.

Tudzież Zosia cierpliwa, no bo Zosi rola dobrą być i nie może się zniżyć do poziomu Krysi i awantur urządzać o byle co. Misio przecież ją kocha, tylko ją jedna jedyną, a że czasem nie może przyjść, bo  Krysia na zakupy chce, bo dzieci akurat się stęskniły, no to Zosia musi przeczekać. Zosia ciepliwą jest i łaskawą. Zosia poczeka.
No i przecież Miś powiedział, że za Zosią bardzo tęskni cały czas, myśli o niej stale, marzy o niej... ale praca, ale dzieci, ale Krysia, to Zosia musi zrozumieć, bo przecież od braku zrozumienia i awantur, to on już kogoś ma. Zosia ma być uśmiechnięta, gotowa, z okolonym bobrem i kolacyjką jak już się misiowi czas znajdzie i ochota.
Zosiu uwieś telefon na szyi czekaj na jaśnie pana Misia i jego moment oderwania się od tej niedobrej Kryśki... Ty, Zośka? a może go Krycha normalnie przywiązała sznurem do drzwi i on nie może ani przyjść, ani zadzwonić, ale na pewno by chciał, przecież powiedział, to musi być święta prawda, czekaj Zosia, czekaj... Zdaje mi się, że on się odezwie jak mu się zachce szalonego bara bara i komuś popłakać w ramie jaki on to bidul nieszczęśliwy, wiecznie padający ofiarą niedobrych kobiet.

No i co Zosiu na to wszytko powiesz?
Bo widzisz, skarpet prać nie chcesz, przytulać i  Misia ego głaskać to wiesz jak, to czemu Zosiu nie weźmiesz całego towaru? i walizki brudnych szmat, niech on ci po twoim domku rozpierdala, kubki po nim zmywaj, gotuj mu, zakupy rób, dziećmi się zajmuj  i jeszcze do pracy idź.
Nie zapomnij w między czasie co wieczór sexy się ubrać i nogi ogolić koniecznie trzeba, bobra przystrzyc lubo na gładko ogolić - do wyboru.. i Zosiu nogi na boki i bara bara do rana aż misiowi się odechce, a potem wstań i od nowa kierat codzienności, rachunki, dzieci, sprzątnie , gotowanie, zakupy, praca... ile czasu upłynie nim Misio popatrzy na ciebie takim samym wzrokiem jak na Krysię patrzy teraz?


Tymczasem Krysia wygląda przez okno...Misio w pracy, albo gdzieś, Kryśce już właściwie wszystko jedno gdzie on się włóczy.
Krysia ma niedobrego męża, nie szanuje jej, nie rozumie, nie docenia, nie da się z nim o niczym rozmawiać, ciągle się tylko z nią kłoci, nawet bara bara nie ma, narzeka tylko, obiady mu nie smakują, wszystko mu nie pasuje, wiecznie nie ma na nic czasu, wiecznie jakiś zmęczony...no i jeszcze coś jej pachnie jakąś inna dupą wokół jej Misia.
Kryśka już ma to gdzieś, bo Kryśka spotkała Rycerza. Rycerzowi nie przeszkadza, że Krysia ogoliła nogi przedwczoraj, obiad mu smakuje, słucha i docenia, mówi, że jest piękna nawet w rozczochranych włosach. Krysia jest wspaniała i Rycerz to widzi. Taka niedobra żona, a taka dobra kochanka. Ale skarpetek to by Rycerzowi prać nie chciała, to tak milo jak on przyjdzie, ale niech się nie zadomowia, wszak męża Krysia już ma, niedobrego ale ma..

Koło się zamyka...

30 grudnia 2017

Przepraszam Panią, się pozmieniało

A więc tak to mi szanowni państwo, nie było mnie tu a i owszem długo....
Nie było mnie poniewuż moje życie takie jest ciekawe, że brak mi było słów w słowniku by opisać wszystko to i owo.
Zatem otóż będzie pokrótce co się działo w ciągu tego jak zaginiona w akcji byłam..

Otóż ...

zaprawdę powiadam wam pracę jaką dostałam w lutym przeklęłam w językach wszelkich jakich znałam i wszystko co z tą szanowną pracą związane, całym mym sercem niewielkim ale jakże kurna emocjonalnym, znielubiłam do znienawidzenia..
Tudzież bowiem z wizji przedstawianych przez pracodawców - nawet jedna się nie spełniła a wizja wszelakiej radości rozmyła się po pierwszym tygodniu pracy.
I tak otóż stałam się zakładnikiem sytuacyjnym, a sytuacja wyglądała tak, że każdego dnia, nim świtem bladym na 12 godzin szłam pryszczy na dupie wszelakiego rodzaju życzyłam wszystkim, którzy się do mego nieszczęścia pracowniczego przyczynili.

Ale dzielna byłam i trwałam przy nadziei (tak, tak matka głupich jeno), ale trwałam z myślą, że może coś się zmieni...
i się zmieniło...
pewnego dnia listopadowego, po zaledwie kilku miesiącach pracy w tym miejscu zagłady ludzkiej godności i entuzjazmu, w tym budynku eutanazji pozytywizmu i wszelkiej chęci do egzystencji -wyszłam i nie wróciłam....
zaniosłam list z krótką notką, że odchodzę i tym sposobem zamknęłam drzwi do zagłady mojej osobowości dokonywanej notorycznie za każdym razem gdy przekraczałam próg drzwi obrotowych budnyku w stonę jego wnętrza...

A jako że musi być jakiś happy end i morał z tej historii, powiem tak, że poddawać się nie wolno i pozostać sobie prawdziwym.

Obserwując jak niektórzy z współpracowników zatopili się w maraźmie tej gównianej roboty i z wielką euforią przekonywali samych siebie, że właściwie nie jest źle, ja miałam odwagę by rzec, iż owszem, źle nie jest, bo jest po prostu tragicznie.
Ale czasem co tragedią dla mnie, to żadnym problemem dla innych.
Dla mnie praca, która wymaga zero komórek mózgowych, monotonna, pusta i bez rozwoju staje się ciężarem, dla innych jest wybawieniem, bo o mój boże w którego nie wierzę, dla niektórych zawiązanie sznurowadeł graniczy z cudem, to taka robota jest wprost zbawieniem.

Żeby oddać honor, to zgodzę się, że parę osób posiadało kilka styków mózgowych i nawet umiało przeliterować własne imię, ale do roboty nikt się nie palił, ale do cięcia w chuja i czekania, że ktoś inny za nich zrobi to jak najbardziej.
Może to taka właśnie mądrość życiowa,  której ja się nie nauczyłam jeszcze i jakoś uczyć nie chcę?
Pomijając..
Jest happy end.. oprócz tego, że odeszłam z miejsca tortur-psychiczno fizycznych, to zaczęłam tuż przed końcem tego dość trudnego dla mnie roku nową pracę. W banku. Acha, tak w banku, a co, Edzia może jak chce i banku pracę dostać.
Zmiana to dla mnie niesamowita i przyznać muszę żem dumna z siebie iż poniewuż tak mi dobrze, że aż dobrze mi tak...

Pracujący ludzie tam są, mądre nawet, każdy robi co należy i nawet więcej, takie to przyjacielskie i normalne w sferze atmosferycznej pracy. Jakże mi tak serce się raduje radośnie na samą myśl, że wstaję do pracy zadowolona i z chęcią podążam tą swoją toyotą w stronę banku by kolejny dzień tam przeżyć, by normalności doznać po tylu miesiącach...latach nawet.
Rzec by można, że zadowolenie widać.. albo by widać było gdybym z natury taka skrzywiona nie była.. ale coś tam się nawet uśmiecham pod nosem i nawet nucić sobie tam coś zanucę...że takam sobie to oto wesoła.
I taki element historii, że nawet nikt mnie nie denerwuje, że jest tak fajnie jakoś, że tak w ogóle jakby bajka...
Oczywiście nic nie może wiecznie trwać, ale na czas dzisiejszy nie będę narzekać.
Idzie do nowego roku a ja choć zaczynam od nowa, choć znów najniższa krajowa, choć znów najniższe stanowisko, to najwyższy stan radośnie bezstresowy.
Nigdy w życiu mym żaden manager nie powitał mnie tak serdecznie jak moja nowa załoga. Czułam się jakbym to ja im przysługę robiła że przyjdę do pracy a nie oni mi, że mnie zatrudnili. Tak wspaniałego wejścia w nowe miejsce to ja jeszcze nie miałam.. i może nawet tak zostanę.. na jakiś czas.. tak trochę... może w końcu znalazłam swoje miejsce...

Już nie jestem kasjerką w sklepie... ani nie pracuję jako służba w siedzibie głównej firmy ubezpieczeniowej... teraz jestem uśmiechnięta i z chęcią pomogę ci w codziennych transakcjach bankowych.


Poza tym... och, poza tym to atrakcyjna Dejzi miała mnóstwo przygód, ale cicho sza, to może kiedyś opiszę, bo to są takie sprawy, o których się nie śniło filozofom, a Dejzi jak wiadomo, swoje życie ma i w bajkowej krainie sobie żyje :)

Dziękuję uprzejmie za uwagę i życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku..
Niech wam wszystkim dobrze będzie!!!!!




11 marca 2017

Przepraszam Panią, to nie jest bałagan

Nieletnia zrobiła niezły bałagan w swoim pokoju i poszła sobie na spotkanko z koleżankami.

Zrobiłam zdjęcie zatem, a kiedy wróciła do domu, pokazałam jej ten cały nieład i mówię, że taki syf to nie jest akceptowalny.




A ona mi na to:

- mamo, przede wszystkim drzwi do mojego pokoju były zamknięte więc nie wiem po co tam zaglądałaś, a po drugie - to nie jest bałagan, to jest sztuka współczesna ...

spojrzałam krytycznie...

- posprzątam - zaśmiała się Nieletnia i oddelegowała swoje cztery litery do pokoju.

Koniec tematu