Jak to się dzieje, że w dzisiejszym świecie miarą dobrej konwersacji staje się otrzymanie od faceta zdjęcia jego prącia?
Serio, kiedy to się stało? W którym momencie mężczyźni uznali, że najlepszym sposobem na otwarcie relacji – albo, na jej rozwinięcie – jest wyciągnięcie karty atutowej w postaci siurka zrobionego w trybie portretowym?
Bez pytania, bez kontekstu, bez „cześć”, „co u Ciebie” – po prostu łap, oto ja w pełnej gotowości.
Czy to nowy język flirtu?
Czy to znak czasów, gdzie zamiast wymieniać się myślami, wymieniamy się genitaliami?
Czy naprawdę żyjemy w świecie, w którym penis stał się formą autoprezentacji?
Nie zrozumcie mnie źle – nie jestem z tych, co mdleją na widok nagości. Seksualność jest super. Ciało ludzkie – cudowne. Ale gdzie się podziała rozmowa, napięcie, tajemnica?
Kiedyś erotyka to było: „powiedz mi coś głosem”, a dziś: „pokaż mi coś fleszem”.
I okej – pewnie gdzieś są kobiety, które to kręci, które się jarają, które klikają „wow” i „jeszcze”.
Ale z mojego doświadczenia wynika, że większość z nas reaguje raczej w stylu:
„Okej, ale... dlaczego? I po co mi to teraz, o 9:42 rano, kiedy jem owsiankę?”
Czy on chce się pochwalić?
Poskarżyć?
Szuka, żeby ktoś mu skłamał i napisał: „O raju, nigdy czegoś takiego nie widziałam!”?
Może myśli, że to takie cyfrowe „cześć, jak się masz”?
Albo, że jest jak z mema: "Nie wiem, czy to dobre zdjęcie... ale moja pała mówi, że tak."
Nie wiem.
Może liczy, że zainspiruje. Może zbiera recenzje jak na Tripadvisorze.
A może naprawdę myśli, że to działa?
Serio: czy na takiego DickPica jakakolwiek kobieta odpowiedziała w stylu:
„Boże, jaki piękny. Wchodzę w to. Tu i teraz. Chcę znać jego osobowość, przemyślenia o życiu i ulubione gacie w jakie go chowa”?
Starzeję się, cholera. Bo ostatnio dostałam takiego pikantnego pikczera i zamiast się oburzyć – to się podjarałam… udami. Tak, dobrze czytacie. Uda. Facet miał tak estetycznie rozbudowane mięśnie udowe, że zapytałam, czy chodzi na siłownię, czy może to tak od samego chodzenia się zrobiło. Może szczęściarz i nie musi ćwiczyć, kto wie, przecież nie znam dobrze kolesia...
Generalnie… zapomniałam pochwalić prącie. Ale elegancko powiększyłam zdjęcie na ekranie by się udom przyjrzeć i byłam pełna podziwu, bo się chudy chłop wydawał, a udem mnie zaskoczył bardziej niż penisem.
No i oto jesteśmy. W erze, gdzie penis stał się cyfrową wizytówką. Bez nazwiska. Za to z efektem HDR.
Wygląda na to, że zamiast kwiatów, dostajemy teraz zdjęcia pytona. Takie czasy. Romantyzm level 100.
Ale dzięki tym doświadczeniom ustaliłam typologię peniso-wysyłaczy, no bo każdy ma swój styl
Artysta konceptualny – gra światłem, tłem i kątem. Mistrz kompozycji.
Chwalipięta z podstawówki – „Zobacz, jaki mam patyk, nie boisz się?”
Zgubiony chłopczyk – wysyła, po czym pisze: „I co myślisz?” jakby pytał mamę o opinię na temat laurki.
Zaskoczony sobą – "Nigdy takiego nie miałem. Musiałem się podzielić."
Wiem, wiem zaraz się rzuci stado macho na mnie, ze kobiety też gołe zdjęcia wysyłają, że nie tylko faceci bawią się w cyfrowy ekshibicjonizm. Tak. Kobiety też wysyłają zdjęcia. Czasem cycków, czasem całych sesji z filtra glamour, zachęcając panów, by pougniatali jak ciasto na bułki.
Ale generalnie uważam, że jednak jest subtelna różnica między pikantną fotką a inwazją siurka znienacka. Nie wiem nawet jak takiego nagłego napadacza członowego mam skomentować, no bo co się komentuje? Kolor światła? Kadr? Entuzjazm o 9tej rano? Gotowość do boju? Pozycję stojącą czy leżącą? no co?
Nie wiem jak to podsumować.... Ale wiem jedno:
Penis w skrzynce odbiorczej to nie flirt. To nie rozmowa. To nie zaproszenie do intymności.
To jakby ktoś ci rzucił mięso na wycieraczkę i krzyknął: „Smacznego, kochanie!”
Ja tam wolę dialog. Napięcie. Powolne odkrywanie.
A nie: „siema, oto mój siurek, daj znać co sądzisz”.
Więc jeśli kiedykolwiek znów dostanę DickPica – a dostanę, to wiadomo –
to przynajmniej będę pamiętać, że żyję w epoce, w której kwiaty umarły, a pytony są w rozkwicie.
Romantyzm 2.0 – rozbierany, szybki, z filtrem i fleszem.
Tylko szkoda, że bez sensu.